C
Kontrowersja Syjonu
Douglas Reed

strona 423 424 425 426 427 428 429 430 431 432 433 434 435 436 437 438 439 440 441 442 443 444 445 446 447 448 449 450 451 452 453 454 455 456 457 458 459 460 461 462 463 464 465 466 467 468 469

Rozdzial 43

 

PAŃSTWO SYJONISTYCZNE

Rewolucja, która rozpełzła się po obszarze połowy Europy porzuconej przez zachodnich sojuszników, przyniosła dodatkowy rezultat: jak atakująca żmija sięgnęła swym jęzorem poprzez południowe wybrzeża Europy, Morze Śródziemnomorskie, aż do zakątka zwanym Palestyną. Pieniądze, wyposażnie, eskorta i transport przyszły z Zachodu, lecz dostarczenie dwóch elementów niezbędnych do powstania państwa syjonistycznego: najeźdzców i ich uzbrojenia, było dziełem rewolucji.

W ostatecznym rozrachunku państwo syjonistyczne, choć powstałe przy pomocy Zachodu, było dziełem rewolucji, która wypełniła w ten sposób doktrynę Lewitów o ‘powrocie’. To wtargnięcie do Europy i Arabii stanowiło jedyną ‘zdobycz terytorialną’ II Wojny Światowej, której to idei jeszcze na początku wojny odrzekali się publicznie po raz wtóry zachodni premierzy-dyktatorzy. Rezultatem tej podwójnej inwazji było zasadzenie w przepołowionej Europie i Palestynie detonatora nowego konfliktu, który w każdej chwili groził wybuchem, jeśli jedna ze stron uznałaby rozpętanie trzeciej wojny światowej za środek wiodący do spełnienia swoich ambicji.

Jak widzieliśmy, w latach bezpośrednio przed wybuchem II Wojny Światowej, syjonizm w Palestynie chylił się ku upadkowi; w 1939 roku parlament brytyjski, zmuszony doświadczeniami dwudziestu lat do uznania nierealności idei ‘Żydowskiej Ojczyzny’, postanowił wyrzec się swojego ‘Mandatu’ i wycofać się z niego, po zapewnieniu krajowi rządów parlamentarnych, reprezentujących wszystkie partie – Arabskie, żydowskie i inne. Pamiętamy zmianę, jaka zaszła z chwilą wyboru Churchilla na premiera w 1940 roku, gdy prywatnie poinformował on dr Weizmanna (według niekwestionowanej relacji Weizmanna), że ‘całkiem zgadza się’ z ambicjami syjonistów w kwestii ‘utworzenia po wojnie w Palestynie państwa dla trzech do czterech milionów Żydów’.

Choć Mr. Churchill okazywał zawsze wielki respekt dla rządu parlamentarnego, w tej sprawie jako przywódca wojenny, prywatnie i arbitralnie przekreślił oficjalną politykę, aprobowaną prawnie przez Izbę Gmin. Czytelnik pamięta podróż dr Weizmanna do Ameryki oraz wywierane tam przez niego i jego popleczników ‘naciski’, wspierające wysiłki Churchilla w sprawie ‘uzbrojenia Żydów’(oponowane przez odpowiedzialych urzędników w kraju).

Na tym epizodzie przerwaliśmy wątek ilustrujący początki narodzin państwa syjonistycznego. Jak we swoich wspomnieniach wojennych pisze Churchill, w 1944 roku niezmiennie wspierał ambicje syjonistyczne. ‘Jak dobrze wiadomo, zdecydowany jestem dotrzymać przyrzecznia rządu brytyjskiego danego Syjonistom w Deklaracji Balfoura, a następnie zmodyfikowanego w moim oświadczeniu Ministerstwa do Spraw Kolonii w 1921 roku. ‘Bez dogłębnej dyskusji rządowej polityka ta nie może ulec najmniejszej zmianie” (29 czerwca 1944 roku). W istocie polityka ta uległa już zmianie

424

w 1939 roku, w wyniku dogłębnej dyskusji rządowej i parlamentarnej. W tym wypadku, Churchill po prostu zignorował tą ważką decyzję polityczną, aby utrzymać w mocy poprzednią; wtórując tu zagadkowemu oświadczeniu innego Ministra do Spraw Kolonii (Leopolda Amery, którego cytowaliśmy wcześniej), że ta polityka nie może ulec zmianie.

I ponownie - ‘Bez wątpienia jest to’ (traktowanie Żydów na Węgrzech) ‘chyba największą i najokropniejszą zbrodnią popełnioną w historii świata.... wszyscy związani z tą zbrodnią, którzy wpadną w nasze ręce, włączając tych którzy wykonywali rozkazy i mordowali, zostaną ukarani śmiercią po dowiedzeniu im winy..... Oświadczenie to powinno być rozgłoszone, aby wszyscy winni zostali wyłapani i uśmierceni’ (11 lipca 1944 roku). Podobnie jak prezydent Roosevelt i Mr. Eden, Churchill wyraźnie wiąże egzekucje winnych wyłącznie z ich zbrodniami dokonanymi na Żydach, pozostawiając inne ofiary w zapomnieniu, w jakim istotnie pozostali. Nawiasem mówiąc, w poprzednim rozdziale ukazaliśmy czytelnikowi, że Żydzi znajdowali się tak samo wśród oprawców, jak wśród ofiar.

Wracając do Churchilla: ‘Pragnę bezwłocznie odpowiedzieć na list dr Weizmanna z 4 lipca, proponujący utworzenie żydowskiej jednostki bojowej’ (12 lipca 1944 roku). ‘To doskonała idea, aby pozwolić Żydom dopaść morderców swych rodaków w Europie Środkowej. Myślę, że ze szczególnym zadowoleniem zostanie ona przyjęta w Stanach Zjednoczonych. Jestem przekonany, że sami Żydzi pragną walczyć z Niemcami, gdziekolwiek się da. Przecież to Niemcy są ich wrogiem’ (26 lipca 1944 roku). Jeżeli, według relacji Weizmanna, Churchill zgodził się na utworzenie ‘trzy- do cztero- milionowego państwa żydowskiego w Palestynie’, musiał także przewidzieć, że o wiele większego wroga będą mieli syjoniści w Arabach, a owa ‘żydowska jednostka bojowa’ prędzej spadnie na niewinne ludy, niż na Niemców.

Ostatnia wypowiedz Churchilla w roli premiera na ten temat zanotowana została po zakończeniu działań wojennych: ‘Ostateczna kwestia Palestyny musi być rozwiązana przy stole pokojowym..... Nie sądzę, że powinniśmy brać na siebie odpowiedzialność za losy tego nadzwyczaj trudnego problemu, podczas gdy Amerykanie jedynie siedzą i krytykują. Czy nie przyszło wam kiedykolwiek do głowy, że powinniśmy poprosić ich o przejęcie tego problemu?..... Nie przypominam sobie, aby to bolesne i niewdzięczne zadanie kiedykolwiek przysporzyło Wielkiej Brytanii jakichś korzyści. Ktoś inny powinien się teraz nim zająć’ (6 lipca 1945 roku).

Ta wypowiedz (w świetle żartobliwej uwagi prezydenta Roosevelta do Stalina, że jedyną koncesją, jaką może oferować Ibn Saoudowi, ‘byłoby przekazanie mu sześciu milionów Żydów amerykańskich’) wyjawia prywatne poglądy premierów-dyktatorów, skądinąd tak posłusznie wykonujących polecenia Syjonu. Churchill pragnął podrzucić to niewykonalne zadanie Amerykanom; Roosevelt z chęcią odrzuciłby je komuś innemu. W tej rozgrywce wielcy mężowie stanu – jak widać z ich mimowolnych uwag – zachowują się jak klowni cyrkowi, nie potrafiący mimo wszelkich wysiłków pozbyć się przyczepionego im z tyłu ogona. W swym poufnym memorandum rządowym Churchill

425

nie widzi ‘najmniejszych korzyści dla Wielkiej Brytanii z tego bolesnego i niewdzięcznego zadania’. Lecz publicznie i na użytek słuchaczy syjonistycznych nie przestawał (i czyni to w momencie pisania tej książki) wychwalać pod niebiosa awantury syjonistycznej w sposób wywołujący nawet zdziwienie krytyków żydowskich (o czym za chwilę).

W czasie wygłaszania ostatniego memorandum, słowa Churchilla o ‘załatwieniu kwestii palestyńskiej przy stole pokojowym’ nie miały zupełnie pokrycia i mógł on użyć je jedynie w sensie ironicznym. Sprawa została zamknięta – syjoniści mieli broń, czekającą na bojowników przerzucanych przez zieloną granicę z Europy Wschodniej na Zachód (o czym była mowa w poprzednim rozdziale). Obie czołowe partie w Anglii i Ameryce gotowe były wychwalać każdy akt agresji, inwazji czy opresji, popełniony przez tych przesiedleńców.

Było to szczególnie wyraźne w wypadku partii socjalistycznej w Anglii – w kraju najbardziej wówczas zaangażowanym w kwestii palestyńskiej. Angielska Partia Pracy (jaką się mieniła) reklamowała się jako orędowniczka biednych, bezbronnych i uciskanych; powstała i wyrosła na obietnicy zapewnienia emerytur, zasiłków dla bezrobotnych, bezpłatnego lecznictwa, opieki nad bezdomnymi, biednymi i poniżonymi. W miarę zbliżania się końca wojny, partia ta wreszcie ujrzała przed sobą szansę dojścia do władzy przytłaczającą większością głosów. Podobnie jak Partia Konserwatywna ( i obie partie amerykańskie), najwidoczniej nie była ona nawet w tym okresie całkowicie pewna zwycięstwa i wolała zapewnić sobie poparcie Syjonu. Stąd też za czołowy punkt polityki zagranicznej postawiła sobie zadanie wygnanie z dalekiego małego kraju ludzi jeszcze biedniejszych, pozbawionych przyjaciół i dłużej znoszących ucisk, niż robotnik brytyjski w najgorszych czasach Rewolucji Przemysłowej. W 1944 roku jej przywódca Clement Attlee ukoronował ideologię brytyjskiego socjalizmu nową doktryną: ‘Należy zachęcać Arabów do wynoszenia się z Palestyny, aby Żydzi mogli się tam wprowadzić. Należy dać im przyzwoite odszkodowanie za utraconą ziemię, zorganizować im gdzie indziej osady, starannie przygotowane i dostatecznie sfinansowane’. (dwanaście lat później ta prawie milionowa ludność, zachęcona bombami do przeprowadzki, ciągle wegetuje w sąsiędznich krajach arabskich; a Partia Pracy z każdym nowym wydarzeniem coraz głośniej nawołołuje o jeszcze surowsze represje).

Wygłaszając te oświadczenie, socjaliści brytyjscy byli świadomi, że pod pozorem wojny z Niemcami syjoniści uzbrajają się w celu podbicia przemocą Palestyny. Głównodowodzący na Środkowym Wschodzie generał Wavell, od dawna już ostrzegał Churchilla, że ‘pozostawieni samym sobie, Żydzi pobiją Arabów’, nie mających dostępu do broni. Opinia generała Wavella o celach syjonistów była typowa dla urzędników kolonialnych, sprawujących administrację na miejscu i dlatego ściągnął on na siebie oburzenie ze strony dr Weizmanna. Jak czytelnik miał okazję zauważyć, już od czasów I Wojny Światowej niezadowolenie dr Weizmanna okazywało się zabójcze nawet dla najwyższych osobistości, i być może dlatego generał Wavel

426

został przesunięty ze Środkowego Wschodu do Indii. Oficjalne wydawnictwo brytyjskie Historia Wojny określa generała Wavella jako ‘jednego z największych w historii dowódców wojskowych’ i utrzymuje, że w dodatku do wielkiej odpowiedzialności jaką ponosił, jego siły podkopywała świadomość braku zaufania ze strony Churchilla, który bombardował dowódcę Środkowego Wschodu ‘irytującymi’ i ‘niepotrzebnymi’ drobiazgowymi telegramami. Choć nie ma na to formalnych dowodów, można przypuszczać że odsunięcie generała Wevella, niekorzystnie wpływające na stan wojsk brytyjskich, mogło być sprawką syjonistów,.

Rok 1944 był świadkiem jeszcze jednego zabójstwa politycznego. Lord Moyne, jako sekretarz do Spraw Kolonii, był ministrem odpowiedzialnym za sprawy Palestyny. Stanowisko to oddziedziczył po lordzie Lloyd (który został ostro zjechany przez Churchilla za zwlekanie z ‘uzbrojeniem Żydów’ i umarł w 1941 roku). Lord Moyne uważał wszystkich za przyjaciół i z sympatią odnosił się do judaizmu, lecz podzielał opinię swych poprzedników co do niebezpieczeństwa awantury syjonistycznej w Palestynie. Ten względ, a także współczucie dla cierpienia ludzkiego skłoniły go do wskrzeszenia dawnej idei oferowania ziemi w Ugandzie tym Żydom, którzy istotnie potrzebowali znaleźć nowy dom.

Tą humanitarną ideą ściągnął na siebie śmiertelną nienawiść syjonistów, nie dopuszczajacych najmniejszego odchylenia od celu swych ambicji – Palestyny. Według relacji Churchilla, w 1943 roku lord Moyene zmodyfikował swoje stanowisko, tak że dr Weizmann zgodził sie na jego propozycję podróży do Kairu i spotkania się tam z lordem Moyene w bardziej sprzyjającej afmosferze. Jednakże, zanim spotkanie doszło do skutku, lord Moyene zostal zamordowany w Kairze (w listopadzie 1944 roku) przez dwóch syjonistów z Palestyny. Jeszcze jeden orędownik pokoju usunięty został z drogi, usłanej kościami poprzednich pacyfistów. Epizod ten chwilowo uwolnił jego kolegów od napływu memorandów Churchilla wzywających do ‘uzbrojenia Żydów’, a urzędnicy odpowiedzialni za administrację Palestyny stanowczo zalecili powstrzymanie imigracji Żydów do tego kraju. W odpowiedzi Churchill oświadczył 17 listopada 1944 roku, że ‘stanowiłoby to jedynie bodziec dla ekstermistów’; tak więc ekstermistów zostawiono w spokoju i dano im wolną rękę w realizacji ich planów i zwiększania imigracji.

Gdy wojna w Europie zbliżała się ku końcowi, nadzieje Churchilla na efektowne załatwienie sprawy usadowienia się Chazarów w Arabii poczęły się rozwiewać. Być może, pewne wydarzenie z 1944 roku było następstwem jego propozycji (ustanowienia Ibn Sauda ‘lordem Środkowego Wschodu za zgodą Weizmanna’), jeśli przyjąć że dr Weizmann istotnie przekazał ją prezydentowi Rooseveltowi. W tymże roku amerykański pułkownik Hoskins (‘ według Weizmanna ‘osobisty przedstawiciel Roosevelta na Środkowym Wschodzie’) złożył wizytę przywódcy arabskiemu. Podobnie jak inni eksperci, pułkownik Hoskins nie był przekonany do idei państwa syjonistycznego, lecz skłonny był pomóc Żydom chętnym do osiedlenia się w Palestynie za zgodą Arabów. Zastał Ibn Saouda głęboko urażonego na Weizmanna, o którym wyrażał się

427

‘w najbardziej gniewny i obelżywy sposób, zarzucając że ja’ (jak relacjonuje dr Weizmann) ‘próbowałem go przekupić dwudziestoma milionami dolarów do sprzedania Palestyny Żydom’; i z oburzeniem odrzucił jakiekolwiek pertraktacje na tych warunkach. Tak więc rozwiała się perspektywa ‘porozumienia’, po czym także pułkownik Hoskins zniknął ze sceny, powiększając szeregi ludzi dobrej woli, pokonanych w próbie rozwiązania nierozwiązywalnego problemu postawionego przez Balfoura.

W ostatnich miesiącach wojny pozostały jedynie dwie alternatywy. Z jednej strony, rząd brytyjski mógł zignorować decyzję z 1939 roku i starać się bezstronnie utrzymać równowagę między miejscową ludnością, a najeźdżcami z Rosji. Drugim wyjściem byłoby porzucenie ‘Mandatu’ i wycofanie się ze sprawy, pozwalając syjonistom na wyrzucenie miejscowej ludności przy pomocy broni, jakią otrzymali po demobilizacji w Europie i w Afryce.

Zbliżał się drugi przełomowy moment dramatu palestyńskiego. Prezydent Roosevelt, któremu dr Weizmann oświadczył że ‘syjoniści nie mogą uzależniać swej sprawy od zgody Arabów’, był niezdecydowany. Weizmann, powołując się na wcześniejsze prywatne zobowiązanie Churchilla, czekał teraz niecierpliwie na jego publiczne oświadczenie, korygujące tekst Deklararacji Balfoura i przyznające syjonistom konkretne terytorium w miejsce niejasnego sformułowania w postaci ‘domu żydowskiego’. Jeszcze w 1949 roku miał on pretensje do Churchilla za wymigiwanie się od publicznej kapitulacji pod ‘pretekstem’ czekania na koniec wojny.

W miarę zbliżania się momentu czynu, ‘czołowi politycy’ Weizmanna podobnie jak Makbeth poczęli się wahać i wzdrygać przed jego wykonaniem. Ponieważ ani Churchill, ani Roosevelt nie czuli się na siłach publicznie poderwać swoich żołnierzy do tego zadania, rozwścieczeni syjoniści zaczęli oskarżać ich o ‘słabość charakteru’. W międzyczasie Roosevelt pojechał do Jałty w minorowym nastroju uwiecznionym przez kroniki filmowe; załatwił sprawę podziału Europy i na koniec poinformował Churchilla (‘zdumionego i wielce zaniepokojonego’ według relacji Hopkinsa) o swym zamierzonym spotkaniu z Ibn Saoudem na pokładzie amerykańskiego krążownika Quincy.

Dalszy ciąg tej sprawy otoczony jest głęboką tajemnicą. Chociaż ani Roosevelt ani Churchill nie mieli prawa obdzielać arabską ziemią oblegających ich w Waszyngtonie i Londynie lobbystów, uczynek taki byłby drobnym epizodem w porównaniu z tranzakcją jałtańską; tak że nikogo nie zdziwiłyby dalsze przejawy uległości Roosevelta i ostre potraktowanie przez niego Ibn Saouda. Tymczasem, Roosevelt nagle wypadł z roli, jaką grał przez długie lata i przemówił jak prawdziwy mąż stanu. Wkrótce potem umarł.

Z Jałty wyjechał 11 lutego 1945 roku. Od 12 do 14 lutego przebywał na pokładzie Quincy, gdzie konferował z Ibn Saoudem. Na sugestię, aby ‘przyjąć więcej Żydów do Palestyny’, otrzymał od króla zdecydowaną odpowiedz: ‘Nie’. Ibn Saoud oświadczył, że ‘armia żydowska w Palestynie uzbrojona jest po zęby.....i nie widać, aby walczyła z Niemcami, lecz raczej gotuje się na Arabów’. 28 lutego Roosevelt powrócił do Waszyngtonu. 28 marca Ibn Saoud

428

powtórzył w liście swoje słowne ostrzeżenia (wkrótce potwierdzone przez wypadki) o konsekwencjach wynikających z popierania przez Amerykę syjonizmu. 5 kwietnia w odpowiedzi na jego list, Roosevelt potwierdził swoje wcześniej dane przyrzeczenie:

‘Jako szef władzy wykonawczej mojego rządu nie podejmę żadnej akcji, mogącej się okazać wrogą w stosunku do ludności arabskiej’. 12 kwietnia już nie żył. Przyrzeczenie to nigdy by nie wyszło na jaw, gdyby nie opublikował go sześć miesięcy później (18 października 1945 roku) sekretarz Stanu James G. Byrnes, na próżno starający się powstrzymać następcę Roosevelta, prezydenta Trumana przed podjęciem ‘wrogiej akcji wobec Arabów’, do czego zobowiązał się prezydent Roosevelt.

Przyrzeczenie Roosevelta zostało dosłownie złożone na łożu śmierci, tak że na próżno oczekiwać od histori odpowiedzi, czy było szczere. Jeśli było, raz jeszcze śmierć zainterweniowała na korzyść syjonizmu. Jego zaufany, Mr Hopkins (który był obecny przy spotkaniu i sporządził z niego memorandum) ironicznie podał w wątpliwość szczerość tego oświadczenia, stwierdzając, że prezydent Roosevelt ‘był zarówno publicznie, jak i prywatnie całkowicie przekonany’ do syjonizmu. Memorandum Hopkinsa odnotowuje wypowiedz Roosevelta, że w ciągu pięciu minut więcej dowiedział się od Ibn Saouda o Palestynie, niż przez całe życie; stąd pochodzi słynna anegdota, przypisująca Ibn Saoudowi powiedzenie: ‘Od dwóch tysięcy lat wiemy o tym, do czego zrozumienia potrzebne wam były dwie wojny światowe’. Jednakże w tym wypadku trudno uznać Hopkinsa za wiarygodnego świadka, gdyż zaraz po tym spotkaniu, on – nieodłączny cień prezydenta, tajemniczo zerwał z Rooseveltem i nigdy go odtąd nie widział! Zamknął sie w swojej kabinie i dopiero trzy dni później w Algierze zszedł na brzeg i wysłał przez swojego pośrednika ‘słowo’, że przyjeżdza do Ameryki inną trasą. Zerwanie to było równie nagłe, jak między prezydentem Wilsonem, a Mr House.

Jasnym jest jedynie, że ostatnie tygodnie i dni życia Roosevelta przesłonięte były kwestią żydowską, a nie amerykańską czy europejską. Gdyby żył i gdyby znane było jego przyrzeczenie dane Ibn Saoudowi, hołubiący go i wspierający przez dwanaście lat syjonizm stałby się jego największym wrogiem. Jednak umarł. (Jego zobowiązanie miało charakter kategoryczny – brzmiało dalej: ‘w podstawowej kwestii Palestyny żadna decyzja nie zostanie powzięta bez pełnej konsultacji w Arabami i Żydami’. Było to otwarte wyzwanie rzucone Weizmannowi, który oświadczył Rooseveltowi: ‘nie uzależniamy naszego stanowiska od zgody Arabów’).

Tak więc, Mr Roosevelt zszedł ze sceny w ostatnim akcie tajemnicy. Pożegnalny obraz środowiska otaczającego go przez ostatnie dwanaście lat władzy nakreślił starszy korespondent akredytowany przy Białym Domu Mr. Merriman Smith; ten opis stypy ukazuje, że biba jałtańska towarzyszyła prezydentowi aż do grobu:

429

‘W pociągu większość pasażerów stanowili członkowie zespołu Roosevelta. Zanim pociąg zniknął z widoku żałobno udekorowanej stacji Hyde Park, rozpoczęła się stypa żałobna. W każdym przedziale i wagonie alkohol płynąl strumieniami. W całym pociągu opuszczono zasłony okienne, tak że z zewnątrz wyglądał on jak pociąg odwożący żałobników. Lecz poza zasłonietymi oknami personel Roosevelta bawił się znakomicie. Ich szefowi podobałoby się to..... Widziałem jednego z przedstawicieli Nowego Dealu, jak cisnął tacę pustych szklanek do toalety, wołając z animuszem: ‘Do klozetu z tym, nie potrzebne już nam’. Obsługa uwijała się po korytarzach z grzechocącymi zawalonymi tacami. Gdyby nie to że widywało się tych ludzi w salonach, można by pomyśleć że wracają z meczu footballowego. Dla niektórych whisky było antidotum na niepokój o przyszłe stanowiska.....Słyszałem pijacki chór śpiewający Auld Lang Syne....’

Tak wyglądała ceremonia państwowa w ostatnich dniach znojnej walki ‘chłopców’ o nowe ‘zwycięstwo’; w czasie gdy armie komunistyczne zajmowały połowę Europy, a Zachód wiódł syjonistów rosyjskich na podbój Palestyny.

Śmierć uwolniła Roosevelta od problemu Palestyny. Teraz Churchill sam musiał stawić mu czoła. Od czasu wyborów w 1906 roku ubiegał się o względy syjonistów. Był członkiem rządu brytyjskiego w 1917 roku, o którym jego kolega Leopold Amery tak się wyraził (według prasy syjonistycznej z 1952 roku): ‘Ogłaszając Deklarację Balfoura, spodziewaliśmy się że Żydzi utworzą panstwo żydowskie, jeśli osiągną większość w Palestynie.... Nie przewidywaliśmy podzielonej Palestyny, rozciągającej się jedynie na zachód od Jordanu’.

Churchill nigdy publicznie nie wygłaszał podobnych poglądów (nawet im zaprzeczał), lecz jeśli istotnie je wyznawał, oznaczałoby to że intencje wykonawców Deklaracji Balfoura sięgały nawet dalej, niż utworzenie państwa syjonistycznego po II Wojnie Światowej, oraz że zakładały konieczność przyszłych wojen dla dalszego podboju ziem arabskich.

Klucz do cytowanego ustępu stanowi słowo ‘jeśli’ - ‘jeśli Żydzi osiągną większość w Palestynie...’. W 1945 roku, po trzydziestu latach rewolt arabskich widocznym było, że syjoniści nigdy nie osiągną większości, o ile nie wyprą zbrojnie Arabów ze ich ojczystego kraju. Powstało pytanie, kto ma ich wyprzeć? Roosevelt przyrzekł, że tego nie uczyni. Dr Weizmann, zawsze prędki do powoływania się na daną obietnicę, nie omieszkał teraz przypisywać Churchillowi zobowiązań wględem syjonizmu, zgodnych ze swoimi własnymi intencjami.

Jednak nawet Churchill nie był w stanie podjąć tego zadania. Także i on został uwolniony od stojącego przed nim problemu – co prawda nie przez śmierć, lecz przez klęskę wyborczą. W swoich wspomnieniach pisze o tym urażony: ‘Zaraz po bezwarunkowej kapitulacji prawie wszystkich naszych wrogów, odsunięty zostałem przez wyborców od prowadzenia ich spraw’.

Nie wyglądało to tak prosto. Przyszły historyk będzie musiał polegać na tego

430

rodzaju źródłach, lecz naoczni świadkowie są w lepszej sytuacji. Byłem w tym czasie w Anglii i obserwowałem wybory, w których ‘zdymisjonowano’ Churchilla. Wprawdzie trudno było oczekiwać, że wyborcy brytyjscy wdzięczni będą Churchillowi za wynik wojny (którego on sam był najbardziej zgorzkniałym krytykiem), lecz ogólne rozczarowanie nie było jedynym powodem jego upadku.

Podobnie jak w wyborach amerykańskich, tak w Anglii w 1945 roku pojawił się potężny instrument ‘zdobywania głosów’. Mr Churchill posunął się daleko w akcji ‘uzbrajania Żydów’ i w prywatnym zaangażowaniu się w sprawie syjonizmu, lecz Weizmannowi to nie wystarczało. Jeśli chodzi o tą sprawę, w połowie stulecia cała prasa angielska była całkowicie pod kontrolą. W czasie wyborów prasa syjonistyczna solidarnie odwróciła się do Churchilla i promowała sprawę socjalistów, którzy zadeklarowali się zwolennikami ‘wrogiej akcji’ przeciwko Arabom („Należy zachęcić Arabów do wynoszenia się, a Żydów do wprowadzania się na ich miejsce...’). Cały blok parlamentarzystów żydowskich przeszedł na stronę partii socjalistycznej (w większości do jej skrzydła lewicowego, gdzie przyczaili się komuniści). Syjoniści z entuzjazmem obserwowali niepowodzenia swojego ‘orędownika’ z lat 1906, 1917 i 1939. Jak zauważył dr Weizmann, fakt zwycięstwa socjalistów i ‘dymisji’ Churchilla ‘uradował wszystkie ‘elementy liberalne’. Taką nagrodę otrzymał Churchill za czterdzieści lat popierania syjonizmu – ponieważ nie zdobył się na użycie wojska brytyjskiego w akcji oczyszczania Arabów z Palestyny, chwilowo został uznany za wroga.

Stąd też Churchill, ostatecznie uwolniony od kwestii Palestyńskiej po ‘zwycięskiej wojnie’, nie miał powodów tak bardzo rozpaczać nad swoja ‘dymisją’, jak to czyni w swoich wspomnieniach. Uzyskawszy wreszcie przeważającą większość głosów, brytyjscy socjaliści stanęli natychmiast przed zadaniem zbrojnej ‘zachęty Arabów do odwrotu’. Gdy także i oni nie kwapili się z przyjęciem na siebie roli zamachowców, uszy poczęły im puchnąć od wrzasków: ‘zdrajcy’. W tym punkcie, ton Wspomnień Weizmanna sięga szczytów oburzenia; jak pisze on – ‘w trzy miesiące po dojściu do władzy, rząd socjalistyczny unieważnił swoje obietnice, ‘powtarzane narodowi żydowskiemu tak często, wyraźnie i nawet entuzjastycznie’. Jak się wydaje, w ciągu minionych czterdziestu lat, wśród czołowych polityków uwikłanych w sieci tej sprawy, Lord Curzon był jedynym który potrafił dostrzec, że najmniejsze sympatyczne słowo skierowane pod adresem dr Weizmanna, wykorzystywane jest później jako uroczysta ‘obietnica’, potem haniebnie złamana.

W gronie zwycięskich socjalistów znalazł się porządny członek partii Mr Hall, który po lordzie Moyene i po szeregu zmarłych już, czy zniesławionych polityków oddziedziczył urząd Ministra do Spraw Kolonii. Zaledwie zdążył objąć swój urząd, gdy zjawiła się przed nim deputacja członków Światowego Kongresu Żydów:

‘Muszę powiedzieć, że postawa tych deputowanych była dla mnie czymś zupełnie nowym. Nie prosili oni rządu Jego Królewskiej Mości o uwzględnienie dezyderatów konferencji syjonistycznej, lecz zażądali od niego dostosowania się do życzeń organizacji syjonistycznej’. Dziesięć lat póżniej z takim samym naiwnym zdziwieniem były amerykański prezydent Harry Truman wspominał o podobnych wizytach w czasie swej prezydentury;

431

okres między 1906 a 1945 rokiem nie wystarczył, aby wyrwać polityków z kompleksu Mr. Halla. On sam wkrótce musiał ustąpić ze swojego stanowiska, gdy nagle uznano za wskazane obdarzyć go tytułem lorda.

Rząd socjalistyczny z 1945 roku, który w dziedzinie polityki wewnętrznej dla kraju potrzebującego ożywienia po wysiłku wojennym był najgorszym z możliwych, przysłużył się mu w dziedzinie stosunków zagranicznych. Zdołał ocalić resztki honoru. Ulegając presji wywieranej z czterech stron świata, odmówił przyjęcia na siebie roli najeźdzcy Palestyny. Jeśli nawet nie zdołał uchronić Arabów, co prawdopodobnie nie było już możliwe w tym czasie, to przynajmniej nie wyręczył syjonistowskich tyranów w dziele ich zniszczenia.

Zawdzięczać to należy przede wszystkim staraniom Ernesta Bevina, którego uważam za największego polityka brytyjskiego, jakiego wydał wiek dwudziesty. Jak podawano, król Jerzy – jeden z najmniej przedsiębiorczych monarchów, skłonił socjalistycznego premiera Atllee do powierzenia stanowiska ministra spraw zagranicznych swojemu najlepszemu i najbardziej energicznemu człowiekowi w chwili, gdy wymagała tego sytuacja międzynarodowa. W rezultacie Mr. Atllee zmodyfikował przygotowaną już listę i po wykreśleniu kilku nazwisk szacownych ‘liberałów’, mogących wplątać kraj w akcję pogromu Arabów, umieścił na niej Bevina.

W 1945 roku sprawa Palestyny, będąca potencjalym punktem zapalnym nowych wojen, przerosła już możliwości załatwienia jej przez sekretarzy do Spraw Kolonii; odtąd i na długo potem pozostała głównym zajęciem premierów i ministrów Spraw Zagranicznych, prezydentów i sekretarzy Stanu w Anglii i w Ameryce. Wktótce po osiągnięciu ‘zwycięstwa’ w 1945 roku, dała się zauważyć jej dominująca rola, dążąca do destabilizacji politycznej państw narodowych. Mr. Bevin, potomek farmerów z Somerset i idol dokerów, bez obawy pochwycił podrzuconą bombę i starał się ją rozbroić. Mógłby uratować syuację, gdyby udało mu się pozyskać poparcie choć jednego czołowego polityka na Zachodzie. Zamiast tego, rzucili się oni na niego jak stado wilków; w swej kapitulacji przed syjonizmem zdawali się kierować zbiorową histerią graniczącą ze ślepym fanatyzmem.

Bevin był typowym przedstawicielem kresów zachodnich, pełen krzepy i nieustraszonego ducha, lecz nawet jego siły fizyczne podkopała kilkuletnia nieprzerwana kampania oszczercza. Duchowo nie dał się jednak załamać. Zorientował się, że ma do czynienia ze sprawą natury konspiracyjnej – z konspiracją kierowaną połączonymi siłami rewolucji i syjonizmu. Prawdopodobnie jako jedyny polityk tego wieku nazwał rzecz po imieniu - słowo ‘konspiracja’ w tym wypadku ściśle odpowiadało jego definicji semantycznej. Bez ogródek oświadczył Weizmannowi, że ani groźbami, ani namową nie da się skłonić do podjęcia jakiejkolwiek akcji sprzecznej z interesami Wielkiej Brytanii. Od 1904 roku dr Weizmann nie spotkał się z podobną odprawą na szczycie i odtąd oburzenie jego, podchwycone przez wszystkie organizacje syjonistyczne na świecie, nieustannie ścigało Bevina.

Gdyby premierem pozostał Churchill, napewno użyłby potęgi zbrojnej Wlk Brytanii dla przeprowadzenia podziału Palestyny. Taki wniosek

432

narzuca się nieodparcie z jego memorandum z 25 stycznia 1944 roku, skierowanego do Szefostwa Sztabu: ‘pozostawieni samym sobie, Żydzi napewno pobiliby Arabów; stąd bez ryzyka możemy podać rękę Żydom w realizacji wysuniętego projektu podziału Palestyny.... ‘. Widać stąd, w jak wielkim stopniu okoliczności potrafią zmieniać sytuację. Dla Churchilla podział Europy był ‘obmierzłym rozbiorem, nie mającym przyszłości’. Natomiast podział Palestyny wart był ‘podania ręki Żydom’.

Podobne frymaczenia nie leżały w naturze Bevina. Pod jego kierownictwem rząd socjalistyczny oświadczył, że ‘nie podziela opinii, jakoby Żydów wygnaniano z Europy, czy też nie pozwalano im żyć w tych’ (europejskich) ‘krajach bez dyskryminacji, wzbraniając im przyczyniania się talentem czy zdolnościami do odbudowy dobrobytu Europy’.

Powyższe słowa wskazują, że ich autor rozumiał dobrze naturę syjonistycznego szowinizmu i wiążący się z nim problem, oraz że widział jedyne wyjście z sytuacji. Wskazują one na nieuchronne nadejście dnia, w którym odsunięty chwilowo kryzys Palestyny może ponowie zagrozić całemu światu. Jeśli Bevin nie był pierwszym politykiem brytyjskim w pełni pojmującym tą sytuację, to był pierwszym, który miał odwagę wyciągnąć z tego praktyczne wnioski.

Socjalistyczny rząd z 1945 roku zmuszony był uczynić to samo, co wszystkie inne poprzednie rządy demokratyczne: wysłać jeszcze jedną komisję dochodzeniową (mogącą co najwyżej potwierdzić wcześniejsze raporty), utrzymując w międzyczasie kontrolę imigracji i zabezpieczając interesy miejscowej ludności arabskiej zgodnie z obietnicą Deklaracji Balfoura.

Dr Weizmann uznał to za ‘powrót do starych, chytrych wybiegów uwypuklających zobowiązania w stosunku do Arabów’. Cała potęga Syjonu skierowała się ku zniszczeniu Bevina, na którego osobie skupiła się przez następne dwa lata jej kampania światowa. Była to koncentrycznie zorganizowana, zsynchronizowana nagonka na wielką skalę. Na pierwszą linię walki wysłano Partię Konserwatywną. W ostatnich wyborach została ona pobita przez socjalistów, którzy kapitulacją przed syjonizmem zapewnili sobie poparcie kontrolowanej prasy. Odsunięci od władzy konserwatyści przejęli teraz tą kartę atutową i sami z kolei ukorzyli się przed Syjonem. Stało się to odrazu widoczne: pierwotnym założeniem tej partii była ‘walka z polityką wewnętrzną socjalistów i poarcie ich polityki zagranicznej’. Jednak od momentu deklaracji socjalistów w sprawie Palestyny, konserwatyści uczynili jeden wyjątek od poparcia ich polityki zagranicznej i rozpoczęli gwałtowny atak na palestyńską politykę socjalistów – to znaczy na Bevina.

W tym miejscu Churchill, pozostający w bezpiecznej opozycji, zniżył się do oskarżania Bevina o ‘antyżydowskie sentymenty’ - orężem wziętym z arsenału Ligi Anty-Zniesławiającej (która wzbogaciła swój katalog obelg nowym epitetem ‘Bevinizm’). Mr Bevin, wybitny kolega Churchilla z czasów wojny, nigdy nie splamił się podobnym spotwarzaniem swojego przeciwnika politycznego.

433

Tak więc, szczególnie drażliwa funkcja Mr. Bevina zyskała mu pełne poparcie partii opozycyjnej we wszystkich aspektach jego polityki zagranicznej, oprócz jednego: Palestyny. Być może, udałoby się mu ją uratować, gdyby nie interwencja amerykańskiego prezydenta Harry S. Trumana, którego automatyczne wyniesienie (po śmierci Roosevelta) ze stanowiska vice-prezydenta, nadało historii XX wieku posmak tragedii greckiej (lub komedii pomyłek). Mr Truman wplątał swój kraj w palestyńską gmatwaninę w momencie, gdy w Anglii znalazł się wreszcie jedyny człowiek zdolny i dostatecznie energiczny, aby zapobiec tej niebezpiecznej awanturze.

O ile ktoś nie urodzi się geniuszem, nie potrzebującym wiedzy nabytej, małe miasteczka w rodzaju Kansas City na Środkowym Wschodzie nie są idealnym miejscem do wprowadzenia w tajniki spraw światowych. W chwili zwalenia się na niego urzędu prezydenta, dwie cechy dyskwalifikowały Trumana do objęcia tego stanowiska. Jedną z nich było jego wrodzone oddalenie od polityki światowej, a drugą - zbytnie kontakty z partykularnymi politykierami, z którymi miał tak wiele do czynienia. W Kansas City miał okazję obserwować, jak pracuje machineria polityczna; poznał instytucję protekcji, wpływ miejscowych bossów i metody pozyskiwania wyborców. Doszedł do wniosku, że polityka jest businessem, sprowadzającym się do podstawowych zasad, nie pozostawiających miejsca na wzniosłe ideały.

Średniej postury, krzepki, szeroko roześmiany, raźnym krokiem wstąpił na scenę wielkich wydarzeń, do których miał dodać swój podpis pod aktem zniszczenia niespotykanego w historii Zachodu. W Potczdamie uznał ‘Wujka Józia’ za ‘sympatycznego faceta’, i dokończył tam zapoczątkowaną przez Roosevelta terytorialną reorganizację Europy i Azji. Zarządził zrzucenie bomb atomowych na bezbronne miasta Hiroszimy i Nagasaki. Nigdy dotąd tak ważkie decyzje nie spadły na zbankrutowanego kupca bławatnego, wypchniętego nagle na stanowiska ‘premiera-dyktatora’. Następnie zwrócił swój wzrok na sprawy wewnętrzne – na nadchodzące wybory kongresowe i prezydenckie. Jak wiedział (i powiedział), decydującym w nich czynnikiem były głosy kontrolowane przez syjonistów.

Starania Mr. Bevina o rozwikłanie sytuacji udaremnił Truman. Zażądał on natychmiastowego pozwolenia na imigrację stu tysięcy Żydów do Palestyny i zorganizował wysłanie pierwszej stronniczej komisji dla zbadania spraw Palestyny. Tylko taka komisja mogła zapewnić sporządzenie raportu przychylnego planom syjonistów. Z jej czterech amerykańskich przedstawicieli, dwóch było zagorzałymi syjonistami; jedyny przedstawiciel brytyjski był propagandzistą syjonistycznym i lewicowym przeciwnikiem Bevina. Ta ‘Angielsko-Amerykańska’ komisja udała się do Palestyny, gdzie głównym rzecznikiem sprawy był dr Weizmann (chyba już po raz dziesiąty w trzydziestu latach). Komisja zaleciła (choć ‘ostrożnie’) przyjecie stu tysięcy ‘uchodzców’ (określenie to miało prawdopodobnie na celu wprowadzenie w błąd opinię publiczną i podkreślenie ich znaczenia: żaden z prawdziwych uchodzców nie kwapił się do wyjazdu do Palestyny).

Zarzewie nowej wojny było więc gotowe, a amerykański prezydent publicznie poparł ‘zbrojną akcję’ przeciwko Arabom. Następny

434

Kongres Syjonistyczny w Genewie w 1946 roku z satysfakcją odnotował nową ‘obietnicę’ (‘propozycję’ Trumana i ‘ostrożne zalecenia’ stronniczej komisji). Był to typowy kongres syjonistyczny, składający się przeważnie z Żydów palestyńskich (którzy już tam przybyli) i amerykańskich (którzy nie mieli zamiaru tam jechać); brak było na nim przedstawicieli mas, które miały być tam przetransportowane. Komentarz Weizmanna o powzietych tam decyzjach wart jest podkreślenia.

Mówi on, że kongres ‘miał specyficzny charakter’ i przejawiał ‘tendencję do polegania na metodach.... określanych różnie jako ‘opór’, ‘obrona’, ‘aktywizacja’.’ Mimo tych różnic’ (powiada), ‘wspólną ich cechą było przekonanie o konieczności zwalczania brytyjskiej władzy w Palestynie, czy gdziekolwiek indziej’.

Te powściągliwe uwagi Weizmanna należy rozpatrywać na tle jego własnej książki i całej historii syjonizmu. Chciał przez nie powiedzieć, że genewski Kongres Syjonistyczny z 1946 roku postanowił wznowić metody terroru i zamachów, które okazały się skuteczne w Rosji w okresie wykluwania się dwugłowej hydry konspiracji. Dyskusje kongresu świadomie nawiązywały do tych metod ‘określanych różnymi nazwami’, których wznowienie zasygnalizowało już zabójstwo lorda Moyne i wiele innych akcji terrorystycznych w Palestynie. Zachętą do decyzji kongresu była propozycja amerykańskiego prezydenta o narzuceniu siłą Palestynie stu tysięcy imigrantów. Syjoniści uznali ją za jeszcze jedną ‘obietnicę’, zobowiązującą Amerykę do akceptowania wszystkich ich poczynań. Nie myli się w tym.

Dr Weizmann wiedział doskonale, o jaką stawkę tu chodzi, lecz na starość począł się wzdrygać przed na nowo rysującym się przed nim prospektem powrotu do idolizacji Molocha, boga krwi. W swym życiu widział już dość krwi przelanej w imieniu rewolucyjnego komunizmu i rewolucyjnego syjonizmu - dwóch spraw, które w Rosji dominowały jego dom rodzinny i miasto. W młodości upajały go rozruchy i rewolucje, a zabójstwa były dla niego naturalną częścią tego procesu; w wieku męskim radował się ruinacją Rosji mimo dziesiątków lat przelanej krwi. Przez pięćdziesiąt pięć lat nawoływał do niszczenia i podrywał do wojen. Choć prawie nie znany masom uwikłanym w dwu wojnach, stał się jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Poczynając od oczarowania Balfoura w 1906 roku, stopniowo doszedł do tego, że jego słowo stało się prawem dla klik politycznych; że przyjmowali go monarchowie; posłuszni mu byli prezydenci i premierzy. Lecz teraz, gdy realizacja przedsięwzięcia, któremu poświęcił lata pracy, była w zasięgu ręki, cofnął się przed otwierającą się przed nim krwawą perspektywą - krew, coraz więcej krwi... i jakiż tego koniec? Dr Weizmann przypomniał sobie Sabbatai Lewiego.

Był przeciwny ‘ugięciu się przed demoralizującymi siłami ruchu’, jak zagadkowo wyraził się o czynnikach uznanych przez Churchilla

435

za ‘ekstermistyczne’, a przez miejscową administrację – za ‘terrorystyczne’. Wraz ze zbliżającym się końcem życia zmienił swój pogląd; bez terroru syjonizm nie miał szans zwycięstwa. W 1946 roku, jedynym środkiem wiodącym do ustanowienia państwa syjonistycznego była przemoc. Tym samym, Dr Weizmann w końcu przekonał się o bezcelowości swej pięćdziesięcioletniej ‘presji za kulisami’ i niewątpliwie dojrzał nieuchronne fiasko przyszłości państwa syjonistycznego zrodzonego przez terror. Moment ten jest niewykle ciekawy z psychologicznego punku widzenia. Być może z wiekiem przychodzi mądrość - przesyt radykalnych haseł i akcji, które w konspiracyjnej młodości wydawały się odpowiedzią na wszelkie problemy. Być może, odraza do nich owładnęła Chaimem Weizmannem. Jeśli tak, było już za późno na zmiany. Zbudowana przez niego maszyna musiała przeć naprzód inercją ku własnej zatracie i miażdzyć znajdujących się na jej drodze. Przyszły los syjonizmu znalazł się rękach ‘demoralizujących sił ruchu’, w które on sam je wydał.

Odmówiono mu votum zaufania i ominął go wybór na prezesa Światowej Organizacji Syjonistycznej. Podobnie jak czterdzieści lat wcześniej Herzl, został z tych samych powodów odsuniety od władzy. On sam razem z Chazarami rosyjskimi obalił Herzla, ponieważ ten gotów być przyjąć propozycję Ugandy, oznaczającą wyrzeczenie się Palestyny. Jego samego odrzucono, gdyż zrezygnował z Palestyny, obawiając się wejścia na drogę terroru i morderstwa.

Tą nutę rozpaczy można było zauważyć wcześniej w jego komentarzu o zabójstwie lorda Moyene: ‘Żydzi palestyńscy .... wykorzenią wśród siebie do szczętu to zło.....tą zupełnie nie-żydowską cechę’. Te zwodnicze słowa przeznaczone były dla uszu Zachodu - ze swych młodych lat rewolucji i konspiracji spędzonych w talmudycznych ośrodkach Rosji, Weizmann dobrze wiedział, że morderstwa polityczne nie były ‘zupełnie nie-żydowską cechą’ i że pozostały plamą na przeszłości tego ruchu. Toteż wobec słuchaczy syjonistycznych otwarcie przyznawał, że morderstwa polityczne nie były ‘zupełnie nie-żydowską cechą, lecz przeciwnie: ‘Czymże jest terror w Palestynie, jeśli nie starym złem w nowym, okropnym przebraniu?’

Najwidoczniej to ‘stare zło’ - demon Talmudu, konfrontujący dr Weizmanna w Genewie w 1946 roku, kazało mu zakończyć nutą przestrogi książkę napisaną w 1949 roku (po utworzeniu terrorem państwa syjonistycznego). W przeczuciu nieszczęścia napisał tam, że morderstwo lorda Moyene ‘ilustruje otchłań, do jakiej prowadzi terror’. Tak więc, u schyłku życia Dr Weizmann dostrzegł, do czego doprowadziła go niezmordowana praca: do otchłani! Dożył jeszcze chwili, w której ujrzał ją, pochłaniającą pierwszy rzut prawie miliona ofiar. Od momentu jego usunięcia, rzeczywista kontrola przeszła w ręce ‘terrorystów’, jak ich nazywał; i daremne były jego wołania o zaprzestanie. Ci ‘aktywiści’ (jak sami woleli się nazywać) rozporządzali teraz władzą rozpętania trzeciego konfliktu światowego, kiedy zechcą. Dr Weizmann przeżył na tyle długo, aby wziąć decydujący udział w następnej fazie przedsięwzięcia, lecz nigdy

436

nie odzyskał dawnej władzy nad syjonizmem.

Od 1946 roku władzę przejęli terroryści. Najpierw skupili wysiłki na wypchnięciu Brytyjczyków z Palestyny, co wydawało się im łatwym zadaniem w sytuacji stworzonej po II Wojnie Światowej. Gdyby Brytyjczycy powstali w swojej obronie, czy w obronie Arabów, natychmiast rozległby się wrzask ‘anty-semityzmu’, nękający Amerykę tak długo, aż politycy waszyngtońscy zwróciliby się przeciw Wlk. Brytanii. Z kolei, odejście Brytyjczyków miało terrorystom umożliwić wypędzienie Arabów.

Terror trwał już od wielu lat – zabójstwo lorda Moyene było jednym z incydentów. I tak w 1944 roku jeden ze znękanych sekretarzy do Spraw Kolonii, Oliver Stanley oświadczył przed Izbą Gmin, że terror znacznie osłabił ‘brytyjski wysiłek wojenny’, a co za tym idzie, przedłużył wojnę (jest on wiarygodnym świadkiem, wychwalanym po śmierci przez syjonistów jako ‘wypróbowany przyjaciel’). Po Kongresie Genewskim, w latach 1946-47 terror rozpętał się na dobre: setki brytyjskich żołnierzy padło ofiarą zamachów, zostało zastrzelonych w czasie snu, wysadzonych w powietrze, itp. W wypadku dwóch żołnierzy brytyjskich, zamęczonych powolną śmiercią i powieszonych w gaju, terror przybrał rozmyślnie uwypuklone cechy ‘starego zła’. Wybór lewickiej formy masakry (‘powieszenie na drzewie’, śmierć ‘przeklętego od Boga’) podkreślał, że czyn ten został dokonany zgodnie z Prawem Judei.

W obliczu furii prasy angielskiej i amerykańskiej, zastraszony rząd brytyjski nie ośmielił się bronić swych urzędników i żołnierzy. Jeden z brytyjskich żołnierzy napisał w liście do Times’a: ‘Jaki pożytek ma wojsko ze współczucia rządu? Nie próbuje on pomścić zamordowanych, ani powstrzymać dalszych morderstw. Czy naszemu narodowi zabrakło już odwagi do utrzymania prawa i porządku tam, gdzie powinien?’

Tak jednak było. Poddane ‘nieodpartej presji’ rządy mocarstw zachodnich popadły w stan odrętwienia. Wlk. Brytania i Ameryka, przynajmniej narazie, przestały być państwami suwerennymi. Ostatecznie w desperacji rząd brytyjski przekazał problem Palestyny nowej organizacji w Nowym Jorku, zwanej ‘Narodami Zjednoczonymi’ (która miała tyleż prawa do decydowania o losie Palestyny, co przedtem Liga Narodów).

Delegaci Haiti, Liberii, Hondurasu i z innych stron ‘wolnego świata’ zebrali się w nad Jeziorem Success, niepozorną sadzawką na przedmieściu Nowego Jorku. Ówczesna moda na głoski syczące wyraziła się wykluciem z Organizacji Narodów Zjednoczonych korporacji takich jak COBSRA, UNRRA, czy UNESCO. Tak i teraz coś zwącego się UNSCOP (Specjalna Komisja Narodów Zjednoczonych do Spraw Palestyny) przedłożyło Organizacji Narodów Zjednoczoncyh raport zalecający ‘podział Palestyny’.

Dr Weizmann (choć upokorzony przez Organizację Syjonistyczną za swe ostrzeżenia przed terrorem), znów wystąpił w Jerozolimie przed UNSCOP w roli jej głównego rzecznika, po czym pośpiesznie wrócił do Nowego Jorku, gdzie w pażdzierniku i listopadzie 1947 roku odgrywał dominującą rolę za kulisami. Delegaci, ukazywani

437

masom publiczności na ekranach kinowych, byli marionetkami. Wielka gra rozgrywała się poza sceną, gdzie w niewidzialnym dla mas Chestertonowym ‘realnym świecie’, z dala od dyskusyjnych sal Narodów Zjednoczonych, przebiegały dwie operacje, mające rozstrzygnąć los Palestyny. Po pierwsze, poprzez tereny Europy Zachodniej przeszmuglowano setki tysięcy Żydów z Rosji i Europy Wschodniej, gotowych do inwazji Palestyny. Po drugie, syjoniści wykorzystywali zbliżającą się wyborczą kampanię prezydencką jako pole przetragu rywalizujących partii o pozyskanie poparcia syjonistów, co miało zapewnić decydujący głos Ameryki w ONZ na korzyść inwazji.

Podobnie jak w ciągu minionych trzydziestu lat, w obu tych sprawach dały się słyszeć głosy jednostek, usiłujących wyplątać swoje kraje z przewidywanych konsekwencji. W sprawie przepływu Wschodnich Żydów przez Europę Zachodnią, zabrał głos generał brytyjski Sir Frederic Morgan (któremu w swej książce, general Eisenhower wyraził uznanie za przygotowanie inwazji Normandii). Po zakończeniu tej kampanii, generał Morgan został oddelegowany przez brytyjskie Ministerstwo Wojny do ‘UNRRY’ – odrośli Narodów Zjednoczonych, mającej za zadanie ‘pomóc i rehabilitować’ ofiary wojny. Generał Morgan, którego opiece powierzono los tych najbardziej upośledzonych ‘uchodzców’, przekonał się, że ‘UNRRA’ finansowana z kieszeni podatnika amerykańskiego i brytyjskieg, była w istocie przykrywką do masowego przerzutu Żydów z terenów wschodnich do Palestyny. Nie byli oni ‘uchodzcami’. Ich rodzinne kraje zostały ‘wyzwolone’ przez Armię Czerwoną, a oni sami mieli zapewnioną przyszłość dzięki specjalnemu prawu przeciw ‘anty-semityzmowi’, narzuconemu przez komunistycznego władcę skomunizowanym krajom. Nie byli oni ‘wysiedleńcami z Niemiec’, w których nigdy nie mieszkali. W rzeczywistości byli to Ostjuden, czyli Chazarzy, pędzeni przez talmudycznych panów do nowego kraju dla spełnienia konspiracyjnego zadania.

W ten sposób na niewystygłych jeszcze popiołach wojny przygotowywano nową. Dwukrotnie generał Morgan (w styczniu i sierpniu 1946 roku) oświadczał publicznie, że ‘istnieje tajna organizacja, prowadząca masowy przepływ Żydów z Europy – drugi Exodus’. Dyrektor Generalny UNRRA, czołowy syjonista Senator Herbert Lehman uznał jego ostrzeżenie za ‘anty-semickie’ i zażądał jego usunięcia. Co prawda senator ustąpił, gdy generał odżegnał się od jakichkolwiek intencji ‘antysemickich’, lecz po jego ponownym podobnym ostrzeżeniu w osiem miesięcy później, generał został z miejsca zdymisjonowany przez nowego Dyrektora Generalnego, a zarazem sympatyka syjonizmu, byłego burmistrza Nowego Jorku Mr. Fiorello La Guardia, znanego nowojorczykom jako Kwiatuszek’. Na miejsce generała Morgana La Guardia mianował Meyra Cohen’a. Rząd brytyjski śpiesznie ukarał wysłaniem na emeryturę generała Morgana – słynnego organizatora inwazji, kłamliwie motywując to jego własną prośbą.

Dwie niezależne, cieszące się wysoką reputacją organizacje potwierdziły informacje generała Morgana,

438

lecz usłużna prasa nie poświęciła wiele miejsca ich rewelacjom. W listopadzie 1946 roku Wybrana Komisja Badań brytyjskiej Izby Gmin doniosła, że ‘wielka liczba Żydów, sięgajaca rozmiarów Exodusu, emigruje z Europy Wschodniej do amerykańskiej zony w Niemczech i Austrii, przeważnie w intencji przedostania się do Palestyny. Widać w tym wyraźnie rolę doskonale zorganizowanego ruchu, wyposażonego w pokaźne fundusze i wspieranego przez najwyższe czynniki. Niestety, Podkomitet nie jest w stanie dostarczyć dowodów, kto w istocie kieruje tym ruchem’. Wysłany przez Senat Amerykański do Europy Komitet Dochodzeniowy raportował, że ‘masowa imigracja Żydów wschodnio-europejskich do Zony amerykańskiej w Niemczech jest częścią starannie zorganizowanego planu, finansowanego przez specyficzne grupy w Stanach Zjednoczonych’.

Tak więc ponownie mamy tu obraz konspiracji popieranej przez rządy zachodnie; w tym wypadku szczególnie Ameryki. ‘Organizacja’, istniejąca w Ameryce hojnie gospodarzyła publicznym funduszem amerykańskim i brytyjskim i pod płaszczykiem pomocy wojennej przeprowadzała masowy transfer ludności. Przy poparciu rządu brytyjskiego, przywódcy tej organizacji posiadali prerogatywę natychmiastowej dymisji niedyskretnych etatowych wyższych urzędników państwowych, którzy ujawniali, co się dzieje. Choć w tym okresie (w latach 1946-47) wydawało by się, że zachodni politycy powinni byli już przejrzeć perfidię państwa rewolucyjnego (o czym świadczy początek ‘zimnej wojny)’, w tej jednej sprawie trzy rządy (waszyngtoński, londyński i moskiewski) działały w idealnej zgodzie. ‘Exodus’ wychodził z Rosji i z państw porzuconych przez Zachód na pastwę rewolucji. Choć obywatelowi państwa sowieckiego nie wolno było opuścić kraju bez specjalnego, rzadko udzielanego zezwolenia, w tym wypadku Żelazna Kurtyna uniosła się, wypuszczając całe masy ludzi, niezbędne do natychmiastowego rozpętania wojny i wprowadzenia stałego fermentu na Bliskim Wschodzie. Trzydzieści lat wcześniej, podobnie gładko otworzyły się dla rewolucjonistów udających się do Rosji, granice i porty Niemiec (państwa wrogiego), Anglii (państwa sojuszniczego) i Ameryki (państwa neutralnego). W obu wypadkach, na samych szczytach polityki ponad-narodowej nie liczyli się sojusznicy, wrogowie, czy neutralni; wszyskie te rządy robiły, co im nakazała władza nadrzędna.

Jeden z brytyjskich sekretarzy do Spraw Kolonii, najwcześniej związany z syjonizmem i Deklaracją Balfoura a 1917 roku, Mr Leopold Amery, powiedział: ‘Wydając Deklarację Balfoura zakładaliśmy, że Żydzi utworzą państwo żydowskie z chwilą osiągnięcia większości w Palestynie’. W latach 1946-48 to założenie poczęło się wreszcie realizować w jedyny możliwy sposób: przez masową transplantację wschodnich Żydów do Palestyny. Brakowało tylko jednego: zdobycia od ‘Narodów Zjednoczonych’ pozorów prawnych, usprawiedliwiających planowaną inwazję. W tym celu niezbędym było obezwładnienie prezydenta Ameryki, przez zastrasznie jego doradców partyjnych możliwością klęski w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.

Tak to w rozwiewającej się mgle drugiej wojny swiatowej, wykluwał się zalążek trzeciego konfliktu, spowodowanego potajemnym przesuwem ludności. W Ameryce (po zdymisjonowaniu

439

generała Morgana w Europie) znalazło się dwóch ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, którzy próbowali zadusić niebezpieczeństwo w zarodku. Jednym z nich był generał Marshall, którego interwencje w sprawie inwazji Europy, a potem Chin, okazały się fatalne. W kwestii Palestyny wykazał większą rozwagę. W 1947 roku jako Sekretarz Stanu, był on obok prezydenta głównym twórcą polityki zagranicznej. Usiłował wyplątać swój kraj z palestyńskiego fiaska, co zgodnie z panującą regułą doprowadziło do usunięcia go.

Drugim był Sekretarz Obrony, Mr James Forrestal. Był on dobrze prosperującym bankierem, wciągnietym do rządu w czasie wojny jako zdolny organizator. Był człowiekiem zamożnym i jedynie chęć służenia krajowi skłoniła go do przyjęcia tego stanowiska. Przewidział katastrofalne konsekwencje zaangażowania się w sprawę palestyńską i umarł w świadomości nieskuteczności swych wysiłków, aby je zażegnać. Jako jedyny zaangażowany polityk na przestrzeni dwóch pokoleń, pozostawił on dziennik, w pełni ujawniający metody stosowane przez syjonistów w celu kontrolowania i manipulowania rządami.

Pod naciskiem elektoralnych doradców, Truman w większym jeszcze stopniu niż Roosevelt posunął się w odsuwaniu odpowiedzialnych ministrów od spraw polityki zagranicznej i bezpieczeństwa publicznego, oraz w podejmowaniu decyzji sprzecznych z ich radami. Proces ten wyczerpująco został przedstawiony w Dziennikach Forrestala, własnych wspomnieniach Trumana i w książce Weizmanna.

Pozakulisowa walka o uzyskanie kontroli nad prezydentem Ameryki, a tym samym nad krajem, trwała od jesieni 1947 roku do wiosny 1948 roku; tj. od debaty Narodów Zjednoczonych nad sprawą podziału Palestyny do ogłoszenia przemocą powstałego państwa syjonistycznego.

Ważne są tu daty. W listopadzie 1947 roku syjonistom potrzebne były głosy za ‘podziałem’ Palestyny, a w maju 1948 roku – za uznaniem ich inwazji. Wybory prezydenckie miały się odbyć w listopadzie 1948 roku, a poprzedzające je eleminacje nominacyjne – w czerwcu i lipcu 1948 roku.

Aparatczycy partyjni powiadomili Trumana, że jego re-elekcja zależna jest od głosów syjonistów; podobną radę otrzymał od swych bosów partyjnych opozycyjny kandydat. Tak więc, kampania wyborcza przybrała formę przetargu o przelicytowanie przeciwnika w popieraniu sprawy inwazji Palestyny. W tych warunkach zwycięski kandydat mógł jedynie odnieść wrażenie, że sukces swój zawdzięcza poparciu ‘podziału Palestyny’ w listopadzie 1947 roku, i ‘uznaniu Izraela’ w maju 1948 roku. Trudno o wyraźniejszą ilustrację zmian, jakie zaszły w dziedzinie polityki Republiki Amerykańskiej od czasów Wojny Domowej dzięki masowej imigracji wschodnich Żydów. Pełny opis tych fatalnych zakulisowych zapasów pozostawił w swych Dziennikach Mr. Forrestal

Bomba zegarowa, podłożona trzydzieści lat wcześniej przez Balfoura, zbliżała się do momentu eksplozji w 1947 roku, gdy rząd brytyjski ostrzegł, że wycofa się ze spraw Palestyny, jeśli inne mocarstwa nie zaprzestaną polityki uniemożliwiającej bezstronną administrację w tym kraju. Była to odpowiedz na propozycję natychmiastowego przyjęcia 100,000

440

‘uchodźców’ do Palestyny, wysuniętą przez prezydenta Trumana. Odpowiedzialni doradcy Trumana niezwłocznie powiadomili rząd amerykański o konsekwencjach wynikających z wycofania się Wlk. Brytanii. Generał Marshall oświadczył amerykańskiemu gabinetowi, że po odejściu brytyjczyków ‘nastąpią krwawe walki między Arabami, a Żydami’ (8-go sierpnia 2957 roku). Jego podsekretarz Stanu Mr. Robert Lovell wskazał na niebezpieczeństwo ‘powstania wśród Arabów i Mahometan nastrojów’ nieprzychylnych Stanom Zjednoczonym (15 sierpień 1947).

Ostrzeżenie to spotkało się z natychmiastową odpowiedzią polityków partyjnych. Na bankiecie rządowym Mr. Robert Hannegan (ówczesny Minister Poczty, a były prezes prezydenckiej Partii Demokratycznej) nalegał na prezydenta, aby złożył ‘oświadczenie w sprawie Palestyny’, żądające ‘wpuszczenia tam 150,000 syjonistów’. Tak więc, według rady polityka partyjnego, prezydent Truman w odpowiedzi na ostrzeżenia brytyjskie powinien podnieść licytację ze 100,000 do 150,000 imigrantów, aby pozyskać poparcie wyborców syjonistycznych. Mr. Hannegen oświadczył, że to nowe żądanie ‘wywrze znaczny i skuteczny wpływ na zbiórkę funduszy dla Narodowego Komitetu Demokratów’, i poparł to dowodem, że pierwotna propozycja (100,000 imigrantów) przyniosła rezultaty w postaci ‘wielkich sum uzyskanych od żydowskich ofiarodawców, których hojność będzie zależała od wypowiedzi prezydenta co do Palestyny’.

Tak więc od początku sprawę tą przedstawiano prezydentowi z jednej strony w świetle interesu narodowego, a z drugiej strony w kontekście dotacji partyjnych, głosów wyborczych i dobra partii. Prowadzona miesiącami propaganda udała się bezbłędnie.

Niepokój Forrestala pogłębiał się coraz bardziej. Uważał, że podporządkowanie polityki państwowej i bezpieczeństwa narodowego (jego własnej dziedziny) skorumpowanym wyborcom, może doprowadzić do uzależnienia kraju od syjonistów. Już w 1946 roku zwrócił się do prezydenta z prośbą, aby kwesti Palestyny nie ‘włączać do rozgrywek politycznych’. W tym czasie Truman ‘aprobował tą zasadę’, lecz wyraził przekonanie, że ‘przy obecnym stanie polityki i rządu, próby jej stosowania mają niewielką szansę, a rozgrywki polityczne trudne są do uniknięcia’.

Pobudzony złymi przeczuciami, we wrześniu 1947 roku Forrestal starał się wszelkimi siłami wyłączyć Palestynę ze ‘sfery polityki’. Wychodził z założenia, że w obu współzawodniczących partiach będzie można znaleźć większość członków, którzy w imię nadrzędnego interesu narodowego, zgodzą się na wyłączenie z tematów dyskusyjnych palących kwestii zagranicznych; tak aby Palestyna nie stała się przedmiotem targów przedwyborczych. W kołach ‘praktycznych polityków’, idea ta spotkała się z pogardliwym przyjęciem.

Głęboko poruszony wyżej cytowanymi uwagami Hannegena z 4-go września, Forrestal na bankiecie rządowym w dniu 29 września 1947 roku otwarcie zwrócił się do prezydenta Trumana z propozycją ‘wyłączenia sprawy Palestyny z polityki’. Truman odpowiedział, że ‘byłoby to pożądane, lecz osobiście nastawiony jest sceptycznie’. Na następnym bankiecie rządowym (6 października) Forrestal - demokratycznie wybrany

441

przedstawiciel rządu spotkał się z naganą ze strony bosa partyjnego:

‘Mr. Hannegan podniósł sprawę Palestyny. Powiedział, że wielu ofiarodawców na cele kampanii Partii Demokratycznej naciskało usilnie na zapewnienie zdecydowanego poparcia żydowskiego stanowiska w Palestynie ze strony administracji’.

Mr. Forrestal przewidywał kapitulację Trumana i niepokój jego wzrastał. 6-go listopada 1947 roku miał spotkanie z kierownikiem partyjnym J. Howardem McGarth, lecz nic nie osiągnął. Mr. MacGarth powiedział mu: ‘Są dwa czy trzy stany, w których nie możemy wygrać bez poparcia wyborców, głęboko zaangażowanych w kwestii palestyńskiej’. Replika ta nie wywarła wrażenia na Forrestalu: ‘odpowiedziałem, że wolę stracić te kilka stanów w wyborach, niż narażać się na ryzyko mogące wyniknąć z naszej polityki palestyńskiej’.

Następnego dnia po raz wtóry poparł go generał Marshall, przypominając rządowi, że Środkowy Wschód jest ‘punktem zapalnym’; Mr Forrestal ‘powtórzył moją propozycję......zwiększenia wysiłków zmierzających do wyłączenia kwestii palestyńskiej z polityki amerykańskiej.....Polityka wewnętrzna kończy się na wybrzeżach Atlantyku ; żadna sprawa nie zagraża naszemu bezpieczeństwu tak bardzo, jak palestyńska’ (7 listopad 1947).

W związku ze zbliżającym się terminem głosowania nad ‘podziałem’, Mr. Forrestal raz jeszcze zaapelował do kierownika Partii Demokratycznej McGartha, przedstawiając mu tajny raport o stanie Palestyny, sporządzony przez rządową agencję wywiadowczą. McGarth zbył go argumentem, że poważna część finansów Narodowego Komitetu Demokratów pochodzi ze źródeł żydowskich, przy czym wiele z tych dotacji zostało złożonych „przez ofiarodawców z myślą, że pozwoli im to na wyrażenie swoich poglądów i poważne potraktowanie ich w takich kwestach, jak obecna sprawa Palestyny. Wśród Żydów panuje powszechne przekonanie, że Stany Zjednoczone nie czynią wszystkiego, co powinny, dla pozyskania głosów w Zgromadzeniu Generalnym Narodów Zjednoczonych na korzyść podziału Palestyny, a ‘poza tym Żydzi oczekują od Stanów Zjednoczonych jak największego zangażowania – jeśli zajdzie potrzeba nawet siłą, w realizcji decyzji podziału, jeśli przejdzie ona przez Narody Zjednoczone’.”

Cytat ten ujawnia zakulisowy proces wzrastającej progresywnie licytacji o fundusze syjonistyczne i o głosy wyborców syjonistycznych. Początkowo od Stanów Zjednoczonych ‘oczekiwano’ jedynie poparcia dla ‘podziału’. W przeciągu kilku tygodni owo ‘oczekiwanie’ urosło do żądania, aby Stany Zjednoczone ‘zabiegały o głosy innych krajów dla sprawy ‘podziału’, i aby wojsko amerykańskie siłą przeprowadziło ten podział. Kierownicy partyjni byli już w pełni przyzwyczajeni do podobnych kaprysów (jeśli za kilka czy kilkanaście lat żołnierze amerykańscy znajdą się na Bliskim Wschodzie, wystarczy im przeczytać Dzienniki Forrestala, aby odgadnąć, dlaczego ich tam wysłano). Mr. Forrestal musiał kierować się poczuciem obowiązku, a nie nadziei, gdy błagał McGartha o ‘przemyślenie tej

442

sprawy, której konsekwencje mogą ogarnąć nie tylko Arabów ze Środkowego Wschodu, lecz także cały 400-milionowy świat muzułmański: w Egipcie, Północnej Afryce, Indii i Afganistanie’.

Podczas gdy poza zasłoniętmi oknami Białego Domu i głównego biura partii Mr. Forrestal toczył beznadziejną walkę, niezmordowany dr Weizmann prowadził w Waszyngtonie, Nowym Jorku i w ONZ-cie akcję o zdobycie ‘głosów’ za podziałem. Napotykał na trudności, lecz w kulminacyjnym momencie uratowała go ‘pożądana i nieoczekiwana zmiana’ w nastawieniu „bogatych Żydów”, niedawnych przeciwników syjonizmu.W tej późniejszej fazie narracji, wspomina on po raz pierwszy o Bernardzie Baruchu, określając go jako byłego ‘Żyda opozycjonistę’ – jednego z owych ‘bogatych i wpływowych Żydów, przeciwnych idei Żydowskigo Domu Narodowego, lecz nie bardzo zorientowanych w sytuacji’.

Można jedynie spekulować nad dokładnym składem i charakterem ‘Międzynarodówki Żydowskiej’, której powstanie ustala dr Kastein na początek obecnego stulecia. W świetle wydarzeń ostatnich pięćdziesięciu lat, można ją sobie wyobrazić jako permanenty dyrektorat, rozprzestrzeniony po wszystkich państwach narodowych i zmieniający swój skład jedynie w wypadku śmierci członka. Jeśli jest tak istotnie, można założyć, że dr Weizmann był wysokim, być może najwyższym podległym jej funkcjonariuszem, choć niewątpliwie zależny był od jeszcze wyższej, nadrzędnej władzy. W takim wypadku sądziłbym, że w Ameryce jej najważniejszymi członkami w tym okresie mogli być, po pierwsze - Mr. Bernard Baruch, a następnie senator Herbert Lehman, Mr. Henry Morgenthau junior i sędzia Feliks Frankfurter. Jedyne wątpliwości można by tu mieć co do osoby Barucha, który publicznie nigdy nie wiązał się z akcjami ‘lewicowymi’, czy z syjonizmem. Jego serdeczny przyjaciel Mr. Winston Churchill przytoczył ‘negatywną wypowiedz’ Barucha o syjoniźmie Weizmannowi, który w rezultacie (według jego własnych słów) ‘przy spotkaniu z Baruchem w Ameryce starannie unikał dyskusji o kwestii Żydowskiej.

Tym niemniej, w decydującym momencie, Mr. Baruch nagle ‘zmienił front’ (Weizmann). Jego poparcie, w połaczeniu z ‘presją’ wywieraną przez syjonistów na politykę amerykańską, okazało się rozstrzygające. Uganiający się za poplecznikami po krużgankach ONZ dr Weizmann usłyszał, że delegacja amerykańska jest przeciwna podziałowi Palestyny. W odpowiedzi zapewnił sobie ‘szczgólnie pomocne’ poparcie Barucha (który od ponad czterdziestu lat uważany był za przeciwnika syjonizmu nawet przez tak bliskich przyjaciół, jak Churchill!), oraz Henrego Morgenthau juniora (którego nazwisko związane jest z planem ‘ślepego rewanżu’, przyjętym w Ottawie w 1944 roku przez Roosevelta i Churchilla).

Wydaje się, że w Baruchu dr Weizmann nie budził takiej grozy, jaką odczuwali politycy zachodni przed tym przywódcą syjonistycznym.

443

Stąd też jego nagłe poparcie syjonizmu musiało być raczej wynikiem raptownej konwersji, lub przejawem ukrytych dotąd sympatii. Jak zobaczymy jednak, jego interwencja okazała się rozstrzygająca.

Dr Weizmann cieszył się znacznym poparciem innych wpływowych Żydów z Partii Demokratycznej. Senator Lehman był szefem UNRRA, gdy zajmowała się ona szmuglowaniem poprzez Europę Żydów Wschodnich do Palestyny, i on to zażądał dymisji generała Morgana, który skierował uwagę publiczną na tą masową migrację. Jego rola w dramacie została już przedstawiona. Równie aktywny był sędzia Frankfurter. Jak powiedział Forrestalowi Mr. Loy Henderson (szef Wydziału Blisko-wschodniego w Departamencie Stanu), ‘on sam i Mr Lovett poddani zostali silnej presji, aby zmoblizować Amerykę do akcji pozyskiwania głosów za podziałem Palestyny w ONZ; Feliks Frankfurter i sędzia Murphy wysłali noty do delegata filipińskiego, usilnie nalegające na zapewnienie jego głosu’ (tenże sam Mr. Frankfurter na Paryskiej Konferencji Pokojowej w 1917 roku zabiegał u pułkownika House ‘o podniesienie kwestii żydowsliej w Palestynie’; on także był mentorem Algera Hissa na Uniwersytecie Harwardzkim).

Mając takie poparcie, 19 listopada 1947 roku dr Weizmann zjawił się jak generał tryumfjącej armii w oblężonej twierdzy prezydenta Trumana, z żądaniem poparcia Stanów Zjednoczonych dla podziału Palestyny i włączenia obwodu Negew (do którego dr Weizmann przywiązywał ‘szczególne znaczenie’) do terytorium Syjonu.

Mr. Truman zachował się wzorowo posłusznie: ‘przyrzekł mi, że natychmiast skomunikuje się z delegacją amerykańską’ (dr Weizmann). W siedzibie ONZ, szef delegacji amerykańskiej Herschel Johnson, wywołany do telefonu w chwili gdy miał poinstruować przedstawiciela syjonistycznego o amerykańskiej decyzji głosowania przeciw włączeniu Negewa, otrzymał za pośrednictwem Trumana wytyczne dr Weizmanna. Sprawa została zaklepana i 29 listopada 1947 roku Zgromadzenie Generalne Narodów Zjednoczonych zaleciło (według propagandy syjonistycznej: ‘postanowiło’) ‘utworzenie z chwilą wygaśnięcia ‘mandatu’ brytyjskiego w dniu 1 sierpnia 1948 roku, niezależnych państw Arabskiego i Żydowskiego oraz miasta Jerozolimy pod zarządem międzynarodowym’.

Za wnioskiem padło 31 głosów, 13 przeciw; 10 wstrzymało się. Ukazaliśmy już, w jaki sposób zapewniono głos Ameryki. Co do innych, podsekretarz Stanu Robert Lovett wyjawił na następnym bankiecie rządowym (1 grudnia 1947 roku), że ‘nigdy w życiu nie był poddany tak silnej presji, jak przez ostatnie trzy dni’. Przytoczył relację firmy The Firestone Tire & Rubber Company, posiadającej koncensje w Liberii, którą telefonicznie poproszono o poinstruowanie jej przedstawiciela w Liberii, aby ‘wywarł presję na rząd liberski w celu głosowania za podziałem’.

(Cytowaliśmy już relację Mr. Loy Hendersona o ‘silnym nacisku’ na Amerykę, zalecającym jej ‘pozyskiwanie’ głosów pomniejszych państw). Tak to ‘głos’ ‘Narodów

444

Zjednoczonych’ stworzył najbardziej zapalną sytuację w w historii spraw międzynarodowych obecnego wieku.

Na pierwszym bankiecie rządowym po owym ‘głosowaniu’, Mr. Forrestal podjął atak: ‘Zauważyłem, że wielu rozważnych wyznawców wiary żydowskiej ma poważne wątpliwości co do trafności syjonistycznej polityki ‘nacisku’ na utworzenie państwa żydowskiego w Palestynie.... Decyzja ta wiąże się z wielkim ryzykiem dla bezpieczeństwa przyszłości kraju’. Potem omawiał tą sprawę (3-go grudnia 1947 roku) z Jamesem F. Byrnesem, niedawnym sekretarzem Stanu (jego usunięcie było łatwe do przewidzenia – on to ujawnił obietnicę daną przez Roosevelta Ibn Saudowi).

Mr. Byrnes powiedział, że postępowanie prezydenta Trumana postawiło Wielką Brytanię ‘w bardzo trudnym położeniu’ i dodał, że ‘głównie odpowiedzialni za to są’ Mr. David K. Niles i sędzia Samuel Rosenman. Obydwaj dostali się do Białego Domu w grupie ‘Gwardii Pałacowej’, jaką otoczył się prezydent Roosevelt; Mr Niles (pochodzenia rosyjsko-żydowskiego) był ‘doradcą do spraw żydowskich’, a sędzia Rosenman przygotowywał przemowy preydenta. Ci ludzie (ciągnął Byrnes) powiadomili Trumana, że ‘Dewey ma wystąpić z oświadczeniem faworyzującym syjonistów w Palestynie, i przekonywali, że o ile prezydent ich w tym nie uprzedzi, Demokraci stracą głosy Stanu Nowy Jork’.

W tym miejscu Mr. Byrnes daje jeszcze jeden przykład zakulisowych licytacji. Obaj kandydaci na najwyższy urząd w Stanach Zjednoczonych (Mr. Thomas Dewey nominowany był przez Partię Republikańską) wyglądają w tym ujęciu jak dzieci, podjudzane do walki o torebkę cukierków dyndającą na sznurku. Mimo poparcia Trumana dla sprawy podziału Palestyny, nagroda ta nie od razu przypadła Demokratom, gdyż od daty wyborów dzielił jeszcze rok, podczas którego syjoniści wysuwali coraz to nowe żądania, w odpowiedzi na które Republikanie podbijali licytację.

Zdesperowany Forrestal próbował jeszcze przekonać republikanina Deweya: ‘Powiedziałem, że w aspekcie bezpieczeństwa narodowego uważam Palestynę na sprawę najwyższej wagi i raz jeszcze zapytałem, czy partie nie mogłyby się zgodzić na wyłączenie tej kwestii z przetragów przedwyborczych’. Odpowiedz gubernatora Stanu Nowy Jork Dewey’a była identyczna, co Trumana: ‘To trudna sprawa, ze względu na nieumiarkowaną postawę Żydów, dla których Palestyna stała się symbolem emocjonalnym, a także ponieważ Partia Demokratyczna nie byłaby skłonna wyrzec się korzyści, jakich spodziewa się od głosów żydowskich’. Tak więc Mr. Dewey nie zaprzestał prób prześcignięcia polityków partii Demokratycznej w licytacji o ‘głosy żydowskie’ (tym niemniej, ku własnemu zdziwieniu przegrał wybory).

Następnie Forrestal próbował wzmocnić opozycyjną postawę Departamentu Stanu wobec prezydenta swoim memorandum z 21 stycznia 1948 roku, w którym przeanalizował płynące z tego uwikłania ryzyka dla bezpieczeństwa narodowego Ameryki,:

445

‘Wątpię, czy istnieje w naszych stosunkach międzynarodowych ważniejsza lub bardziej ryzykowna kwestia.... zagrażająca bezpieczeństwu Stanów Zjednoczonych, niż nasza sytuacja na Środkowym Wschodzie’. Ostrzegł przed ‘permanentnym zepsuciem stosunków ze światem muzułmańskim’ i przed ‘perspektywą wojny’. Oświadczył, że wśród niektórych Republikaninów napotkał na ‘pewną zachętę’ dla swego projektu wyłączenia tej kwestii ‘z polityki partyjnej’, lecz u Demokratów spotkał się z argumentem, że ‘znaczna część funduszy Partii Demokratycznej pochodzi ze źródeł żydowskich, które wzamian żądają takiego właśnie kierunku naszej polityki państwowej’.

Te ostatnie słowa są dobitne i dosłownie oddają rzeczywistość. Syjoniści żądali podporządkowania sobie amerykańskiej polityki państwowej, wzamian za ofertę czteroletniej kadencji prezydenckiej dla najwyżej licytującego. To, czy byli w stanie dotrzymać warunków licytacji, nigdy nie zostało sprawdzone – bosowie partyjni uwierzyli im na słowo, a kandydaci obu partii jeszcze przed swą nominacją przywdziewali lennicze szaty, wiedząc (lub wierząc) że bez nich nigdy by jej nie otrzymali.

Mr. Forrestal nalegał na Sekretarza Stanu generała Marshalla, aby zaprotestował u prezydenta, wskazując mu iż znaczna część Żydów ‘uważa obecną euforię syjonistów za niebezpieczeństwo, nie tylko grożące rozłamem społeczeństwa amerykańskiego, ale też na dalszą metę mogące odbijć się na sytuacji światowego żydowstwa’.

Po przestudiowaniu memorandum Forrestala, podsekretarz Stanu Lovett przedstawił swoje własne, przygotowane przez Zespół Planowania Departamentu Stanu. Informowało ono prezydenta, że plan podziału ‘nie jest pratyczny’ (dokładnie tak samo, jak administracja kolonialna ostrzegała rząd brytyjski o ‘niepraktyczności’ ‘Mandatu’); że Stany Zjednoczone nie powinny się angażować, jeśli nie da się go zrealizować bez użycia przemocy; że dostarczanie broni syjonistom przy wzbranianiu jej Arabom byłoby sprzeczne z interesami Stanów Zjednoczonych; że Stany Zjedoczone nie mogą przyjąć odpowiedzialności za ‘decyzję’ podziału’ i powinny się starać o wycofanie tej propozycji’.

Mr Lovett dodał, że ‘wykorzystywanie Narodów Zjednoczonych jako platformy propagandowej komplikuje nasze stosunki międzynarodowe’, i powiedział, że dla Departamentu Stanu ‘działalność Niles’a w Białym Domu, omawiającego bezpośrednio z prezydentem sprawy Palestyny, jest kłopotliwa i naruszająca jego kompetencje’. Tego samego dnia podsekretarz uskarżał się na dalsze formy ‘nacisku’; Mr. Niles dzwonił z Białego Domu ‘wyrażając nadzieję, że embargo na dostawy broni dla syjonistów zostanie wkrótce zniesione’.

Na tym etapie Mr. Forrestal najwidoczniej stał się zbyt niewygodny dla sił stojących za Białym Domem i postanowiono go usunąć. Najpierw złożył mu wizytę Mr Franklin D. Roosevelt junior. Niezależnie od przyrzeczenia swego ojca na łożu śmierci, że ‘nie podejmie wrogiej akcji przeciw Arabom’, syn (nowojorski

446

polityk, żywiący nadzieję na prezydenturę) stał się zaciekłym zwolennikiem syjonizmu. Forestall aluzyjnie zauważył: ‘Uważam, że metody stosowane przez czynniki pozarządowe w celu zastraszenia państw Zgromadzenia Generalnego, graniczą ze skandalem’. Notuje tu niejako ze zdziwieniem, że gość jego nie odpowiedział ‘pogróżkami’. Następnie przedstawił mu swoją propozycję umowy między partiami, mającej ‘wyłączyć tą kwestię z polityki’.

Mr Roosevelt, nieodrodny syn swego ojca, odpowiedział, źe ‘jest to niemożliwe; że naród zbyt glęboko zangażował się w ten problem; a poza tym takie porozumienie zaprzepaściłoby szanse Demokratów na korzyść Republikanów’. Forrestal odrzekł, że ‘przez odmowę marszu z syjonistami możemy stracić stan Nowego Jorku, Pensylwanii i Kalifornii;’ (trzy ‘kluczowe stany’, wspomniane wcześniej przez bosa partyjnego McGarth’a) ‘myślę jednak, że bardziej wypada się martwić abyśmy nie utracili Stanów Zjednoczonych’.

Historia nie odnotowała odpowiedzi Roosevelta, lecz dla Forrestala okazał się on zwiastunem złego losu – tego samego dnia (3 lutego 1948 roku) nastąpiła interwencja Bernarda Barucha. Choć wcześniej był on przeciwnikiem syjonizmu, obecnie stał się jego tak gorliwym rzecznikiem, że poradził Forrestalowi ‘nie mieszać się w tą sprawę..... mnie samego do tego stopnia utożsamiano z opozycją przeciw palestyńskiej polityce Narodów Zjednoczonych, że zaczęło to szkodzić moim interesom’.

Złowieszcze to słowa dla Forrestala! Po raz pierwszy kroniki notują tu interwencję Barucha w sprawy wyższej polityki, oraz naturę tej interwencji. Rada, jaką dał Forrestalowi, członkowi rządu sprowadzała się do tego, aby dbał o własny, zagrożony teraz interes. Jak dotąd Forrestal, demokratycznie wybrany minister, troszczył się wyłącznie o interesy swojego kraju. Forrestal nie wyjawia, czy nie dopatrzył się w tej radzie jakiejś grożby; aluzja uczyniona Rooseveltowi tego samego dnia wskazuje, że liczył się z ewentualnością ‘grożby’.

Osatecznie uległ poczuciu obawy, jaka opanowywała prawie wszystkich, którzy walczyli przeciwko jarzmu syjonu. Cztery dni później (7 lutego 1948 roku) skreślił ostatni dokument, którego nigdy nie przedstawił prezydentowi, lecz który mógł mieć historycznie ważne znacznie.Zanotował tam, że 6-go lutego ‘Eisenhower powiedział mi, iż aktywne uczestnictwo Stanów Zjednoczonych w siłach policyjnych będzie wymagało zangażowania około jednej dywizji z towarzyszącymi jej jednostkami wspierającymi’. Tak więc w tym czasie Eisenhower (ówczesny szef Sztabu) przygotowywał plan przyszłego zangażowania wojsk amerykanskich w Palestynie. Mr Forrestal odłożył na bok swoje ostatnie memorandum. 12-go i 18-go lutego po raz ostatni apelował dwukrotnie do generała Marshalla o przeciwstawienie się Prezydentowi i bosom partyjnym. Na tym zakończyły się jego wysiłki.

Rezygnacja jego nie na wiele się zdała i w ciągu następnych dwunastu miesięcy został dosłownie zaszczuty na śmierć. Zanim przejdziemy do zbrojnego opanowania Palestyny, należy tu wspomnieć o jego końcu – klasycznym przypadku śmierci przez

447

szykany i potwarz.

Gdy na początku 1949 roku po pierwszy raz przyjechałem do Ameryki, zdumiały mnie jadowite ataki w prasie i w radiu na niejakiego Jamesa Forrestala, Ministra Obrony. Oprócz nazwiska nic o nim nie wiedziałem; opinia publiczna także była nieświadoma roli, jaką odegrał on w tej sprawie (opisanej powyżej). Tym niemniej, ludzie codziennie wysłuchiwali i czytali, że był on pomylony, że był tchórzem, który pozostawił swoją żonę na pastwę włamywaczy; że oszukiwał urząd podatkowy; itp. Przypadkowo spotkałem jego znajomego, który powiedział mi, że Forrestal był do tego stopnia wykończony szykanami, iż jego bliscy byli poważnie zaniepokojeni jego stanem. Kilka tygodni później wyskoczył z okna na wysokim piętrze, pozostawiając w swoim pokoju brulion z kilkoma przepisanymi wierszami z tragedii greckiej, kończące się słowami: ‘...rozlegnie się okrzyk: Biada, biada!’

Amerykańskie prawo przeciw zniesławieniu jest tolerancyjne i różni się od stanu do stanu, a procedura jest czasochłonna. Nawet wygranie sprawy nie gwarantuje uzyskania satysfakcji. Praktycznie trudno ustalić, gdzie zaczyna się granica, której nie wolno przekroczyć w szkalowaniu upatrzonej ofiary; forma prasowych potwarzy obliczona jest na podjudzenie emocji tłumu, a komentarze radiowe przepojone są wściekłym tonem, przypominającym mi głosy prymitywnych Murzynów w stanie katalepsji. Wśród rzeczy pozostawionych po Forrestalu, znaleziono jego brulion wypełniony cytatami tych paszkwili. Pod koniec życia nie był w stanie słuchać radia. Po wylaniu mu na głowę kubła pomyj, do ostatecznej akcji włączyły się dwie stacje radiowe. Jednak z nich podała (9-go stycznia 1949 roku), że prezydent oczekuje ‘rezygnacji Forrestala w ciągu tego tygodnia’, po czym wystąpiła z jakąś kalumnią o akcjach German Dye Trust. 11-o stycznia druga rozgłośnia poinformowała miliony słuchaczy, że gdyby nie niedyskrecja pierwszej stacji w przecieku tej wiadomości, prezydent Truman miałby już w ręku rezygnację Forrestala. Nowina ta okraszona była rewelacją o rabunku biżuterii. Kilka tygodni wcześniej prezydent Truman oznajmił prasie, że poprosił Forrestala o nie składanie dymisji; 1-go marca wezwał go do siebie i bez wyjaśnień zażadał jego rezygnacji od dnia 1-go maja. 21-go maja Forrestal popełnił samobójstwo. W mowie pogrzebowej Truman określił go jako ‘ofiarę wojny’!.

(Nawiasem mówiąc, w tym samym czasie inny człowiek był podobnie szczuty na śmierć, której uniknął jedynie w wyniku nieudanej próby samobójstwa. Jego prześladowcy rekrutowali się z tych samych szkalowniczych żródeł, choć był on winny innej obrazy: komunizmu. Mr. Whittaker Chambers zgrzeszył swymi staraniami zdemaskowania inflirtacji rządu amerykańskiego przez komunistów. Byłem w Ameryce w czasie nagonki na niego, którą opisał w swojej książce. Zawiera ona uderzający przykład praktykowanej przez Talmud ‘klątwy złego oka’ (Jewish Encyclopedia), o której już wspominałem. Ortodoksyjni Tamudziści, w próbie samobójstwa Whittekera i jego chorobie upatrywaliby zapewne dowodu na dosłowną interpretację ‘Prawa’)

Podczas gdy po ostrzeżeniu Barucha, Mr. Forrestal

448

pogrążył się w milczeniu, odpowiedzialni urzędnicy Departamentu Stanu pod przewodnictwem generała Marshalla kontynuowali walkę. (Tymczasem Mr. Bevin w Anglii trwał w swej samotnej walce przeciw opozycji konserwatystów i większości swej własnej partii). Po raz pierwszy od 1917 roku wydawało się, że w obu krajach doszły do głosu rządy demokratyczne.

Tak wyglądała sytuacja w marcu 1948 roku. Po ‘zaleceniu’ przez ONZ przepołowienia kraju, rozruchy w Palestynie wzrosły tak gwałtownie, że zalarmowana Rada Bezpieczeństwa zaczęła trąbić na odwrót. Nawet prezydent Truman był wstrząsnięty, a jego przedstawiciel w Radzie Bezpieczeństwa zapowiedział zmianę kierunku polityki amerykańskiej, proponując 19-go marca 1948 roku zawieszenie planu podziału, wprowadzenie rozejmu i zastąpienie ‘Mandatu’ ‘Powiernictwem’ (czyli powrót do propozycji memorandum styczniowego Departamentu Stanu).

Tak więc, w ostatnim momencie idea ‘państwa żydowskiego’ wydawała się pogrzebana. Nastąpiło powojenne otrzeźwienie (proces, który trzydzieści lat przedtem Lloyd George ostrzegawczo nazywał ‘odwilżą’). W tej sytuacji jedynie trzecia wojna światowa mogłaby odrodzić szansę na jego powstanie. W międzyczasie forma ‘Mandatu’ zmieniłaby się w ‘Powiernictwo’- tym razem głównie pod zarządem Stanów Zjednoczonych; a po dziesięciu czy dwudziestu latach Ameryka pod presją syjonistów nieuchronnie przekonałaby się o jego nierealności, podobnie jak Wielka Brytania w wypadku ‘Mandatu’.

Należało działać bez zwłoki i syjoniści uderzyli natychmiast. Postawili ‘Narody Zjednoczone’ przed faktem dokonanym, sami przeprowadzając podział Palestyny. Metody terroru, jakie użyli w tej akcji, były konsekwencją polityki przyjętej przez Światowy Kongres Syjonistów z 1946 roku, na którym (według słów Weizmanna) ‘demoralizujące siły ruchu’ zaleciły metody ‘oporu.... obrony... aktywizacji’. Dr Weizmann, który doskonale rozumiał ich znaczenie i był im przeciwny, został usunięty.
W konsekwencji dr Weizmann nazwał ‘terror w Palestynie’ ‘starym złem w nowym straszliwym przebraniu’. Wyjaśnienie tych słów, a szczególnie formuły ‘stare zło’ przyniósł dzień 9 kwietnia 1948 roku. W tym właśnie dniu ‘aktywiści’, stanowiący terorystyczno-zamachową grupę Syjonu, ‘zniszczyli doszczętnie’ wioskę arabską, dokładnie i dosłownie wypełniając ‘Prawo’ wyłożone w Deuteronomy (będącą, jak czytelnik pamięta, zasadniczym prawem judejskim, choć sama jest poprawką oryginalnego Prawa Mojżeszowego Izraelitów).

Dzień ten był najbardziej znamiennym w całej historii Syjonizmu. Dla Arabów (którzy znali Torę i ‘od dwóch tysięcy lat wiedzieli o tym, do czego zrozumienia potrzebne wam były dwie wojny światowe’), oznaczał on wskrzeszenie bestialskiego Prawa Judy, wypracowanego przez Lewitów między rokiem 700 a 400 BC, gotowego teraz w całej swej sile i gwałtowności zwalić się na ich głowy, przy pomocy chrześcijańskiego Zachodu i skomunizowanej Rosji. Wiedzieli oni, że celem tej symbolicznej masakry było ostrzeżenie co ich czeka, jeśli pozostaną na miejscu. Stąd też prawie

449

cała ludność Palestyny uciekła do sąsiednich państw arabskich.

Na Zachodzie masakra w Deir Yasin odnotowana została krótką wzmianką. I tak np. nowojorski Time pisał:

‘Żydowscy terroryści z gangu Sterna i Irgun Zvai Leumi zatakowali Deir Yasim, masakrując wszystkich jej mieszkańców. Ciała 250 Arabów, przeważnie kobiet i dzieci, odnaleziono później wrzucone do studni’.

Wyrzeczone przez dr Weizmanna na Konferencji Wersalskiej w 1919 roku słowa: ‘naszym mandatem jest Biblia’, Zachód przyjął za dobrą monetę. Wydarzenie to objawiło ich prawdziwą treść; w trzydzieści lat po Weizmannie, przywódcy syjonizmu powtórzyli te same słowa. Masakra w Deir Yasim była wyrazem ‘posłuszeństwa’ wobec odwiecznych ‘przepisów i praw’ zawartych w Deuteronomy: ‘Gdy cię wprowadzi Pan, Bóg twój, do ziemi, do której wchodzisz, abyś ją posiadł i wytraci narodów wiele przed twarzą twoją..... siedem narodów, większych, i możniejszych, niżliś ty;. A poda je Pan, Bóg twój, tobie, iż je porazisz: tedy wytracisz je do szczątku, nie będziesz brał z nimi przymierza, ani się zlitujesz nad nimi;’ ‘żadnej duszy żywić nie będziesz. Lecz do szczętu wytracisz je ..’. Z siedmiu dzisiejszych narodów arabskich, każdy ma swój udział w przygarnięciu części uchodzców z 1948 roku, którzy już od ośmiu lat stanowią dla nich żywe przypomnienie przyszłego wspólnego losu, zagrażającego im ze strony antycznego Prawa.

Pasywne rozgrzeszenie tego czynu przez całość żydowstwa, dobitnie ukazuje zmiany, jakie w ciągu kilku lat wywarł syjonizm na umysłach Żydów. Pisząc w 1933 roku (zaledwie pietnaście lat przed Deir Yasim), Mr Bernard J.Brown cytował wspomniany wyżej ustęp z Deuteronomy jako nieuzasadnione źródło obaw Arabów, dodając: ‘Oczywiście, ciemni Arabowie nie pojmują, że nowoczesny Żyd nie bierze swej biblii dosłownie; że jest on łagodnym i wspaniałomyślnym człowiekiem, nie potrafiącym wyrządzić krzywdy bliźniemu; lecz podejrzewają, że powoływanie się Żydów na swe historyczne prawa do Palestyny oparte jest na autorytecie Biblii, którą oni sami biorą jak najbardziej dosłownie’. Jednak rację mieli Arabowie, a nie Mr. Brown. W 1933 roku oświeceni Żydzi nie mogli pojąć, że Syjonizm rzeczywiście może oznaczać pełny powrót do starożytnych przesądów w ich najbardziej barbarzyńskiej formie.

Deir Yasin pozostał odosobnionym incydentem prawdopodobnie dlatego, że Arabowie pojąwszy jasno jego wymowę, uciekli z kraju. Arthur Koestler nie ma wątpliwości co do tego. Był on w Palestynie i powiada, że po Deir Yasim ludność arabska natychmiast uciekła z Haify, Tiberii, Jaffy i innych miast, a potem z kraju, tak że ’14 maja nikt nie pozostał, oprócz kilku tysięcy’. Wszystkie bezstronne źródła są zgodne co do intencji i skutków Deir Yasim – od daty 9 kwietnia 1948 roku nie można było mieć wątpliwości, że starożytne Prawo Judejskie będzie wiodącą siłą przyszłych działań i ambicji Syjonu. Deir Yasim tłumaczy dzisiejsze obawy państw arabskich w równym stopniu, jak poprzednio tłumaczył ucieczkę Arabów palestyńskich.

450

Deir Yasim na pewien czas rozwiązał problemu Syjonu. Osiągnięty przemocą podział Palestyny był faktem dokonanym. Jednocześnie incydent ten objawił (Arabom, jeśli jeszcze nie Zachodowi) naturę cytowanej przez Weizmanna ‘otchłani, do jakiej prowadzi terror’. 9-go kwietnia 1948 roku sam Zachód stanął na krawędzi tej otchłani, wykopanej przez dwa pokolenia polityków.

W ten sposób, sytuacja zmieniła się krańcowo między dniem 19 marca 1948 roku, kiedy to rząd amerykański zawyrokował o ‘nierealności’ podziału i odwrócił swoją politykę, a 9-tym kwietnia, gdy terror zadecydował o podziale. Choć dr Weizmanna ciągle musiały prześladować obawy, nie chciał, ani nie mogł się cofnąć od ‘przepaści’ teraz, gdy zostało zdobyte terytorium dla państwa żydowskiego. Pozostawało teraz zadanie zrealizowania drugiego zwrotu w polityce amerykańskiej – zdobycie akceptacji czynu dokonanego terorrem. Na tym celu dr Weizmann ponownie skupił swoje wysiłki. Po pierwszym zwrocie polityki amerykańskiej, wezwały go z Londynu do siedziby ONZ naglące listy, telegramy i telefony; na dzień przed jego ogłoszeniem zamknął się na poufnych rozmowach z prezydentem Trumanem. Dnie, podczas których wiadomości o Deir Yasim wyłaniały się z taśm dalekopisów, spędzał niezmordowanie na realizacji nadrzędnego celu: zdobycia ‘uznania’ dla państwa żydowskiego, powstałego w wyniku tej terrorystycznej akcji.

Energia dr Weizmanna była nadzwyczajna. W pojedynkę prowadził oblężenie ‘Narodów Zjednoczonych’ (oczywiście przyjmowany był wszędzie jako przedstawiciel mocarstwa światowego nowego stylu). I tak na przykład, był ‘w bliskim kontakcie’ z delegacją Urugwaju i Gwatemali, które nazywał ‘dzielnymi obrońcami’ syjonizmu, oraz z ówczesnym sekretarzem generalnym Narodów Zjednoczonych, Norwegiem Trygve Lie. W połowie kwietnia, gdy wieści o Deir Yasim zalewały Narody Zjednoczone, odbyło się posiedzenie jego Zgromadzenia Generalnego. Oczywiscie, decydującym był głos Ameryki, tak że dr Weizmann wspomina, iż ‘skupił wysiłki na zadaniu uznania państwa żydowskiego przez Amerykę’. Innymi słowy, amerykańska polityka państwowa, zatwierdzona w konstytucyjnym procesie konsultacji prezydenta z ministrami, raz jeszcze miała zostać zmieniona na żądanie Chaima Weizmanna.

Znów ważne są tu daty. 13 maja 1948 roku Weizmann spotkał się z prezydentem Trumanem. Zbliżała się wtedy data walki o nominacje, a w kilka miesięcy później wybory prezydenckie, co stanowiło najbardziej sprzyjający moment do zastosowania ‘nieodpartej presji’. Dr Weizmann poinformował prezydenta, że mandat brytyjski wygasa 15 maja, po czym władzę nad ‘państwem żydowskim’ obejmie rząd prowizoryczny. Nalegał, aby Stany Zjednoczone ‘niezwłocznie’ go uznały. Prezydent zareagował ze skwapliwą gorliwością.

14 maja syjoniści proklamowali w Tel Avivie swoje nowe państwo. Kilka minut później ONZ dobiegła ‘nieoficjalna wiadomość’ o uznaniu go przez prezydenta Trumana. Amerykańscy delegaci (których nie poinformowano)

451

‘nie chcieli w to uwierzyć’, lecz po ‘chaotycznym zamęcie’ skontaktowali się z Białym Domem i za pośrednictwem prezydenta otrzymali stamtąd instrukcje dr Weizmanna. Następnie dr Weizmann, już jako prezydent nowego państwa wyruszył do Waszyngtonu, gdzie przyjął go prezydent Truman, który później oświadczył, że moment uznania był ‘najszczytniejszym w jego życiu’.

Osiem lat później w swoich wspomnieniach Truman przedstawił okoliczności tego ‘najszczytniejszego momentu’, które zacytujmy poniżej. Opisując sześciomiesięczny okres (od ‘głosowania nad podziałem’ w listopadzie 1947 roku, do ‘uznania’ w kwietniu 1948 roku), pisze on:

‘Dr Chaim Weizmann .... zgłosił się do mnie 19 listopada, a kilka dni potem otrzymałem od niego list’. Truman cytuje ten list z 27 listopada - dr Weizmann nawiązuje w nim do ‘pogłosek’ że ‘nasi ludzie wywierali niewłaściwą i zbytnią presję na pewne delegacje’ (Narodów Zjednoczonych), dodając od siebie, że ‘zarzuty te są całkowicie bezpodstawne’. Truman komentuje: ‘faktem jest, że nie tylko na Narody Zjednoczone były wywierane naciski w skali dotąd niespotykanej, lecz także i Biały Dom poddany był nieustannemu oblężeniu. Myślę, że nigdy w życiu nie spotkałem się z podobną presją i propagandą skierowaną na Biały Dom, jak w tym wypadku. Natarczywość niektórych ekstermistycznych przywódców syjonistycznych - pobudzanych motywami politycznymi i uciekających się do gróźb politycznych – denerwowała i irytowała mnie. Niektórzy z nich nawet namawiali mnie na wywieranie nacisku na suwerenne państwa, aby głosowały one na ich korzyść w Zgromadzeniu Generalnym’.

Wspomniane tu ‘groźby polityczne’ odnoszą się oczywiście do zbliżającej się kampanii przedwyborczej prezydenta; znaczenie tych słów jednoznacznie na to wskazuje. Według Weizmanna, w rozmowie z 19 listopada Truman przyrzekł ‘porozumieć się natychmiast z delegacją amerykańską’, a głosowanie Stanów Zjednoczonych za podziałem Palestyny nastąpiło 29-go listopada. Tak więc irytacja prezydenta Trumana (o której wspomina w 1956 roku) na metody presji, bynajmniej nie odwlekła jego kapitulacji w 1947 roku (gdyby nie zostało to wyraźnie tu ukazane, czytelnik jego Wspomnień mógłby sądzić inaczej).

W 1956 roku Truman tak pisze o wyniku popartego przez siebie w listopadzie 1947 roku ‘rozwiązania’ (podziału Palestyny): ‘każdy dzień przynosił wiadomości o nowych rozruchach w Świętej Ziemi’. Doszedł też do przekonania, że jego własna kapitulacja i zaprzeczenia Weizmnna o wywieraniu ‘niewłaściwych nacisków’ nie zmieniły sytuacji najbliższych miesiecy: ‘Żydowska presja na Biały Dom nie osłabła po przegłosowaniu przez Narody Zjednoczone decyzji o podziale. Nachodzono mnie indywidualnie i zbiorowo,żądając przeważnie w zaczepnej i afektowanej formie zatrzymania Arabów, powstrzymania Brytyjczyków od popierania Arabów,wysłania wojsk amerykańskich, uczynienia tego i owego, itd’. (Disraelowski opis ‘świata rządzonego przez całkiem inne osobistości, niż wydaje się to pozbawionym wglądu poza kulisy’).

452

Prezydent szukał ratunku w ucieczce: ‘W miarę wzrastania presji uznałem za konieczne oświadczyć, że nie życzę sobie dalszych nagabywań ze strony ekstermistycznych rzeczników syjonizmu. Byłem do tego stopnia tym zmęczony, że odmówiłem nawet spotkania z dr Weizmannem, który wrócił do Stanów Zjednoczonych i chciał się ze mną widzieć’. Jak widać, Truman jeszcze w 1956 roku uważał odłożenie spotkania z Weizmannem za tak drastyczne posuniecie, że zasługiwało one na uwiecznienie w jego pamiętnikach. Zaraz też (13 marca 1948 roku) złożył mu wizytę dawny wspólnik w interesach, Żyd ‘głęboko poruszony cierpieniami ludności żydowskiej zagranicą’ (było to na miesiąc przed masakrą w Deir Yasim), który zaklinał go, aby przyjął dr Weizmanna. Tak też prezydent uczynił (18 marca).

Było to na dzień przed cofnięciem poparcia amerykańskiego za podziałem (19 marca). Mr. Truman pisze, że gdy 18 marca rozstał się z dr Weizmannem, ‘czułem, że zrozumiał on w pełni moją politykę, a ja wiedziałem, czego on pragnie’. Następne krwawe tygodnie Truman pomija bez słowa (nie wspomina o Deir Yasim), zaznaczając tylko, że ‘blisko-wschodni eksperci z Departamentu Stanu są prawie bez wyjątku nastawieni negatywnie do idei państwa żydowskiego.....z przykrością stwierdzam, że niektórzy z nich mają tendencje anty-semickie’. Wznawia swoją narrację dwa miesiące później (14 maja, po krwawym Deir Yasim) słowami: ‘Podział nie przebiegał zupełnie pokojowo, jak miałem nadzieję. Pozostaje jednak faktem, że Żydzi kontrolowali zamieszkały przez siebie obszar ...... Ponieważ gotowali się teraz do proklamacji państwa Izraela, postanowiłem działać niezwłocznie i ogłosić uznanie nowego państwa przez Amerykę. Około trzydzieści minut później, dokładnie jedenaście minut po proklamowaniu państwa, mój sekretarz prasowy Charlie Ross przekazał prasie uznanie de facto przez Stany Zjednoczone tymczasowego rządu izraelskiego. Powiedziano mi, że oświadczenie to wywołało zdumienie wśród etatowych urzędników Departamentu Stanu’.

W swoich Wspomnieniach Truman nie powtarza już oświadczenia z 1948 roku o ‘najszczytniejszym momencie w swoim życiu’, ani też nie wyjaśnia, dlaczego je za takie uważał po wielu miesiącach ‘nacisków’, ‘gróźb politycznych’ i oblężenia Białego Domu, które -choć na krótki czas - zmusiły go do unikania towarzystwa dr Weizmanna! Spełniwszy swe zadanie, nie jest już interesującym tematem dla niniejszej pracy. W sześć miesiący po swym najszczytniejszym momencie w życiu został wybrany na prezydenta, a w chwili gdy piszę tą książkę, wygląda na zdolnego przeżyć dalsze dwadzieścia lat – elegancki, krzepki męźczyzna, na którym konsekwencje działalności wiążącej się z jego nazwiskiem wywarły tyleż wrażenia, co burza morska na korku podskakującym na falach wody. (Gdy w 1956 roku starożytny uniwersytet oksfordzki przyjmował go w poczet swych honorowych doktorantów, rozległ się samotny, nie zyskujący aprobaty głos uczonej, protestującej przeciw wyróżnieniu Wodza, którego nazwisko związane jest z decyzją zrzucenia bomby atomowej

453

na Hiroszimę i Nagasaki).

Po uznaniu przez Trumana wydarzeń zaszłych w Palestynie między listopadem 1947 roku a majem 1948 roku, debaty ‘Narodów Zjednoczonych’nie miały już większego znaczenia. Dr Weizmann (żarliwie zaprzeczający w liście do prezydenta Trumana z dnia 27 listopada 1947 roku, że wywiera ‘niestosowną presję’) zabrał się do zdobywania uznania od innych krajów, aby doprowadzić dzieło do końca. Dowiedział się, że w Londynie Mr. Bevin ‘wywiera nacisk na kraje Dominium, aby odmówiły uznania’ i od razu udowodnił, kto jest większym specjalistą od wywierania ‘nacisku’.

Historycznie był to ważny moment, gdyż po raz pierwszy ukazał, do jakiego stopnia syjonizm - tak głęboko dzielący żydowstwo, podzielił także narody Imperium Brytyjskiego, czy Wspólnoty Brytyjskiej. To, czego nie zdołały osiągnąć groźby wojny ani niebezpieczeństwo, dokonał ‘nieodparty nacisk na politykę międzynarodową’. Okazało się nagle, że Syjon jest potęgą w stolicach tak odległych od ośrodka, jak Ottawa, Canberra, Cape Town i Wellington.

Było to dowodem mistrzowskiego planowania i synchronizacji; w ciągu kilkudziesięciu lat tajna organizacja musiała dokonać cudów, aby w tym decydującym momencie zapewnić sobie posłuszeństwo ‘czołowych polityków’ Kanady, Australii, Południowej Afryki i Nowej Zelandii. Kraje te były odległe od Palestyny; nie były zainteresowne w tworzeniu zarzewia nowej wojny światowej na Środkowym Wschodzie; miały znikomą ludność żydowską. Tym niemniej od razu uległy. Tak działa władza światowa.

Czytelnikowi nie-brytyjskiemu należy się wyjaśnienie tej sytuacji. Więzy wyspy brytyjskiej z jej krajami zamorskimi, choć nieuchwytne i nie sankcjonowane przymusem, w chwilach kryzysu zawsze demonstrują siłę, niezrozumiałą dla postronnych. Ilustruje to następujący epizod:

Nowozelendzki brygadrier George Clifton opisuje, jak po dostaniu się do niewoli na Zachodniej Pustyni w 1941 roku doprowadzono go przed oblicze marszałka polowego Rommela, który zapytał go: ‘Po co wy, nowozelanczycy, bijecie się? To jest wojna europejska, a nie wasza! Jesteście tu dla sportu?’

Brygadierowi Cliftonowi dziwną wydała się potrzeba wyjaśniania czegoś, co dla niego było zupełnie naturalne: ‘Przekonawszy się, że Rommel mówi na serio, a nie zastanawiając się nigdy jak ująć w słowa oczywisty fakt, że bijemy się wszędzie gdzie Anglia się bije, wyciągnąłem dłoń ze zwartymi palcami i powiedziałem: ‘Trzymamy się razem. Gdy atakujecie Anglię, atakujecie także Nową Zelandię, Australię, czy Kanadę. Wspólnota Brytyjska walczy razem’.’

Było tak istotnie, jeśli chodzi o naród, ale przestało być prawdą w odniesieniu do ‘czołowych polityków’. Za ich sprawą konspiracja zrodzona w Rosji znalazła szczelinę w zbroi. W Wellingtonie i w innych stolicach ‘presja’ była równie silna jak wokół Białego Domu. W wypadku

454

Nowej Zelandii, typowym ówczesnym przedstawicielem grupy helotów był premier tego kraju Mr Peter Fraser. Nikt nie miał mniej od niego powodów aby nienawidzieć Arabów, których w ogóle nie znał, ale stał się ich nieprzejednanym wrogiem, gdy popadł w zależność od Syjonu. Ten ubogi szkocki chłopak, który podążył na kraniec świata, aby znaleźć tam sławę i powodzenie, widocznie okazał się podczas swych młodzieńczych lat spędzonych w Londynie podatny na bakcyla (gdy zbierał tam swoje żniwo wśród ambitnych młodych polityków), i zabrał go ze sobą do nowej ojczyzny, aby dziesiątki lat później poświęcić całą energię i powagę swego urzędu na zniszczenie bezbronnego ludu palestyńczyków! Po jego śmierci w 1950 roku pisała on nim syjonistyczna gazeta:

‘Był on z przekonania syjonistą.... Jako przewodniczący delegacji swego kraju na Konferencji Narodów Zjednoczonych w Paryżu był zajęty, lecz poświęcił wiele czasu i uwagi sprawom Palestyny.....przebywając dzień w dzień na posiedzeniach Komitetu Politycznego, gdy omawiano kwestię Palestyny..... Często Peter Fraserowi wypadło głosować przeciwko Zjednoczonemu Królestwu, ale się tym nie przejmował..... Pozostał naszym przyjacielem do końca swoich dni’.

Człowiek opanowany podobnymi obcymi ambicjami, musiał niewątpliwie mieć mentalność krańcowo różną od brygadiera Cliftona. Gdyby ów znał myśli swego premiera, trudniej byłoby mu znaleźć odpowiedz na pytanie marszałka Rommela. Od Mr. Fraser‘a, tak zajętego sprawami syjonizmu, trudno było oczekiwać, że poświęci się interesom własnego kraju. Nowa Zelandia przystąpiła do wojny całkowicie nieprzygotowana, tak że gdy brygadier Clifton ujrzał w Port Saidzie w 1941 roku nowozelandzkich niedobitków z Grecji i Krety, wyglądali oni ‘wynędzniali, nieogoleni, wyniszczeni bitwami; wielu z nich było rannych, a większość wyczerpana fizycznie i psychicznie; załamana stratą wielu ‘Cobbers’; częściowo odpowiedzialny był za to Fraser’ (brygadier Clifton). Przy takim premierze nie było problemu z niezwłocznym udzieleniem przez Nową Zelandię uznania tego, co się stało w Palestynie, choć niewielu Nowozelandyczków o tym wiedziało.

W swej misji pognębienia Bevina, dr Weizmann zwrócił się w Południowej Afryce do znanego już czytelnikom generała Smutsa. Przypadkiem byłem wtedy w Afryce Południowej. Słynny emisariusz syjonistyczny przybył pospiesznie samolotem z Nowego Jorku. Gdy przeczytałem o jego przyjeździe, mogłem przewidzieć, co się stanie. (Na spotkaniu z syjonistami powiedział, że ‘Żydzi nie czują się związani jakimikolwiek granicami, jakie mogą dla nich ustanowić Narody Zjednoczone’; jedyny sprzeciw jaki widziałem, wyszedł od Żyda, który powiedział że podobne słowa źle wróżą pokoju światowemu).

Generał Smuts przyjął powietrznego gościa i natychmiast proklamował ‘uznanie’, w czym ubiegł go jedynie prezydent Truman i sowiecki dyktator Stalin (obaj idealnie zgodni w tej jedynej kwestii). Jak sądzę, był to ostatni akt polityczny generała Smutsa,

455

pobitego dwa dni później w wyborach. Jego syn usilnie ostrzegał go przed uznaniem, argumentując że utraci przez to głosy. Generał Smuts odrzucił jego radę (z punktu widzenia wyborców słusznie, gdyż przeciwnicy gotowi byli zabiegać o głosy syjonistów; a Arabów w Południowej Afryce nie było).

Prestiż generała Smutsa we Wspólnocie Brytyjskiej (a zarazem jego niepopularność wśród rodaków Burów) oparte były na powszechnym przekonaniu, że był on architektem ‘pojednania Anglo-Burskiego’ i rzecznikiem idei rodziny narodów. Jednakże w tym wypadku zawiódł on przyparty do muru rząd londyński, kierując się bezwzględnym posłuszeństwem, wpojonym długoletnią dyscypliną. W tym właśnie czasie udało mi się zrealizować od dawna żywione ambicje poznania go. Jego dni zbliżały się do końca, a on sam wkrótce zniknie z kart tej książki, lecz podobnie jak Weizmann, przed śmiercią ujrzał ‘przepaść’, którą pomagał wykopać: ‘problem Palestyny’ (jak tego samego 1948 roku powiedział swojemu synowi) ‘pozostawił u naszego progu tragedię..... Nic dziwnego, że Wielka Brytania ma już tego dosyć. Klęska Palestyny nie będzie wyłącznie klęską Wielkiej Brytanii. Inne państwa – wśród nich Ameryka, także przyłożyły do tego rękę i poniosły porażkę. Palestyna... jest jednym z największych problemów światowych i może wielce zaciążyć na przyszłości świata..... Zdecydowaliśmy pozwolić Arabom i Żydom rozstrzygnąć konflikt siłą, ale tak nie można. Potęga ruszyła do przodu, a Palestyna leży na jej drodze’.

Tak mówił prywatnie, lecz inaczej publicznie. Widocznie podobnie jak pajace w operze, politycy czują potrzebę zakładania maski przed publicznością. Podobnie jak Truman, bez wahania zastosował się do poleceń Weizmanna, a nawet jeszcze w 1949 roku oświadczył słuchaczom syjonistom, że ‘jest szczęśliwy, że przynajmniej jedna rzecz powiodła mu się w życiu’.

Rejterada od rządu londyńskiego przybrała rozmiary klęski. Jak notuje dr Weizmann, przedstawiciel Nowej Zelandii Sir Carl Berendsen ‘zjednał poparcie Australii’, a wkrótce podązyli za nim ‘czołowi politycy’ Kanady. Gdy narody Dominium Brytyjskiego poszły śladem Trumana i generalissimusa Stalina, mniejsze państwa poczęły prześcigać się w proklamowaniu ‘uznania’; nie wypadało ociągać się tam, gdzie spieszyły mocarstwa. Tak powstało ‘państwo żydowskie’ ‘de facto’ – a tym faktem była masakra w Deir Yasim.

Choć mianowano go prezydentem, odtąd dr Weizmann nie zajmuje więcej miejsca w tej książce, zamknąwszy okres pięćdziesięciu lat swej ożywionej działalności, przeważnie konspiratorskiej, podczas której zapewnił sobie kapitulację wszystkich politycznych liderów Zachodu i pozostawił ‘tragedię’, jak podrzutka na progu świata. Sądzę, że trudno byłoby znaleźć bardziej fascynujące życie – inny pisarz mógłby przedstawić je w bardziej heroicznej oprawie. Dla mnie jednak wydaje się ono być poświęcone niszczycielskiej idei. Dr Weizmann, osiągnąwszy tryumf u schyłku życia, zaznał goryczy tego przysłowowiego, być może śmiertelnego kielicha.

Takie przynajmniej wrażenie odnoszę z jego ksiązki, której ostatni rozdział jest szczególnie interesujący. Wydana została w 1949 roku, tak że mógł doprowadzić jej narrację przynajmniej do tego okresu. Tego nie uczynił. Zamknął ją na roku 1947.

456

Czemu tak uczynił?

Myślę, że odpowiedz na to jest oczywista.W 1946 roku ostrzegł on Światową Organizację Syjonistyczną przed ‘terrorem’ i przedstawił ‘otchłań’, do której musi prowadzić ‘stare zło’; za co go usunięto. Następnie został prezydentem państwa powstałego przez ‘terror’. Sądzę, że pragnął pozostawić swe ostrzeżenie Żydom, nie mogąc się zdobyć na poruszenie sprawy terroru i zabójstw, towarzyszących powstaniu nowego państwa. Wolał stworzyć wrażnie, że zakończył manuskrypt przed ich nastąpieniem.

Jako datę zakończenia podał 30 listopad 1947 roku – dzień po swym tryumfie w ONZ (gdy na jego naleganie Truman telefonicznie nakazał delegacji amerykańskiej głosować za podziałem). Najwidoczniej pragnął zamknąć swą książkę tą nutą. Wkrótce nastąpił zwrot w polityce amerykańskiej, a po nich uczynki przed którymi ostrzegał – a ponieważ jego książka ukazała się w roku 1949, miał dosyć czasu, aby wyrazić o nich swą opinię. Zdobył się jedynie na dodanie epilogu, w którym nawet nie wspomniał o rozstrzygającym epizodzie Deir Yasim – wzgardliwą odpowiedzią na jego ostrzeżenia. Co więcej, zadał sobie trudu aby zaznaczyć, że epilog ten został napisany w sierpniu 1948 roku, czym uniknął okazji poruszenia następnego aktu terroru – zamordowania księcia Bernadotte we wrześniu 1948 roku. Oczywiście, dr Weizmannowi zabrakło odwagi. Przyjmując i zatrzymując prezydenturę nowego państwa, utożsamił się z masakrą i morderstwem.

Stąd też szczególnej wagi nabierają jego wcześniejsze ostrzeżenia – mógł je przecież usunąć przed wydaniem książki. I tak np. zarzucał wtedy, że ‘terroryści’ (w których ręce sam wydał los nie tylko samej Palestyny) usiłują ‘naginać wyroki boskie’. Ta herezja była oczywiście myślą przewodnią syjonizmu i wszystkich, którzy go od początku popierali – Żydów i gojów, a w szczególności dr Weizmanna. Dodał on jeszcze: ‘grupy terorystyczne w Palestynie stanowią poważne zagrożenie dla przyszłości państwa żydowskiego – w gruncie rzeczy ich zachowanie graniczy z anarchią’. W istocie było one anarchią, a nie tylko z nią graniczyło. Całe życie dr Weizmanna poświęcone było anarchii. Nawet wysuwając ten argument nie kierował się moralną odrazą do niej; nie protestował przeciw destruktywnej naturze anarchii jako takiej, lecz jedynie wskazywał na jej niepożądane skutki – ‘jako że może się to skrupić na Żydach na całym świecie’.

W dzień po odniesionym tryumfie w ONZ dr Weizmann powócił do swego nowego tematu: ‘Nie może istnieć jedno prawo dla Żydów, a inne dla Arabów..... Arabom należy wytłumaczyć, że decyzja Narodów Zjednoczonych jest ostateczna i że Żydzi nie naruszą żadnych obszarów poza wyznaczonym im terytorium. Wielu Arabów w głębi serca obawia się tego i obawy te należy bezwzględnie wyeleminować..... Trzeba im od samego początku pokazać, że w państwie żydowskim ich bracia są traktowani na równi z obywatelami żydowskimi.... Nie musimy padać na kolana przed obcymi bogami. Prorocy zawsze surowo

457

potępiali lud żydowski za podobne tendencje, a srogi bóg Izraela zawsze karał go, ilekroć zbaczał ku poganizmowi, czy odwracał się od niego. Jestem przekonany, że świat osądzi państwo żydowski według jego postępowania z Arabami’.

Tako rzekłeś! W tym miejscu dr Weizmann ubrał się w szatę żydowskiego proroka, czy też króla Kanuta, próbującego zawrócić fale morskie. Zanim słowa te dotarły do czytelnika, Arabowie już zostali wypędzeni ze swojego ojczystego kraju, Żydzi ‘naruszyli’ obszary leżące poza wyznaczonymi im granicami, a Arabowie zamiast być ‘traktowani na równi z obywatelami żydowskimi’, stali się bezdomnymi uchodzcami. Dr Wiezmann udawał, że nie wiedział o tym wszystkim! Zignorował to, co się stało i rzekł, że tak się stać nie powinno. Nawet w polityce trudno znaleźć podobny przykład otwartej hipokryzji. Być może, należy to tłumaczyć tym, że choć ciągle nie mógł się zdobyć na potępienie tego co się stało, w obliczu zbliżającej się śmierci czuł potrzebę ukazania wynikających stąd konsekwencji – konsekwencji, do których cała praca jego życia musiała nieuchronnie prowadzić, jeśli miałaby mieć jakiś sens. W końcu zwołał: ‘Zawróć!’, lecz na próżno.

Znalazł się człowiek większy od niego, który bijąc na alarm, wskazywał na konsekwencje czynów, których nie obawiał się nazwać po imieniu. Dr Judah Magnes wywodził się w prostej linii od starożytnych protestantów izraelskich. Urodzony w Ameryce w 1877 roku, podobnie jak dr Weizmann poświęcił życie dla sprawy syjonizmu, choć z innych pobudek. Był on nie politycznym, lecz religijnym syjonistą i nie miał zamiaru ‘naginać wyroków bożych’. Od poczatku pracował nad utworzeniem dualnego państwa arabsko-żydowskiego i zwalczał szowinizm żydowski odkąd tylko się pojawił. W 1925 roku został mianowany kanclerzem Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie (w 1918 roku protestował stanowczo przeciwko pompatycznej ceremonii położenia kamienia węgielnego przez dr Weizmanna). Od 1935 roku był jego prezesem, a rok 1948 zastał go w Jerozolimie. Zatrwożony był pojawieniem się ‘starego zła w nowym przebraniu’ i w swej pożegnalnej elegii napiętnował syjonistów i polityków zachodnich:

‘Nie powinno się pozwalać politykom na wykorzystywanie problemu uchodźców jako karty atutowej. Godnym potępienia, trudnym do uwierzenia jest fakt, że po tym wszystkim co przeszli Żydzi w Europie, stwarza się obecnie w Ziemi Swiętej problem uchodzców arabskich’.

Umarł wkrótce po wypowiedzeniu tych słów i nie udało mi się ustalić okoliczności jego śmierci. Wzmianki o niej w literaturze żydowskiej nie są jasne, podobnie jak w wypadku załamania i nagłego zgonu dr Herzla. Dla przykładu, jedna z tych aluzji (we wstępie do książki rabina Elemera Bergera, wydanej w 1951 roku) powiada, że ‘pękło mu serce’.

Jako żydowski orędownik pokoju, dr Magnes powiększył grono odpowiedzialnych ludzi, napróżno od pięćdziesięciu lat próbujących uchronić Zachód (i Żydów) przed jarzmem talmudycznej konspiracji idącej z Rosji. Założył organizację pod nazwą Towarzystwo Ihud, która dotąd przemawia jego głosem - nawet z Jerozolimy. Stamtąd właśnie, w grudniu 1955 roku jej organ NER oświadczył: ‘w końcu będziemy zmuszeni otwarcie wystąpić z niefałszowaną prawdą: Z zasady nie mamy najmniejszego

458

prawa zabraniać uchodzcom arabskim powrotu do ich ziemi....Do czego powinien Ihud dążyć? Aby przekształcić beczkę prochu (którą według ministra Pinhasa Lavona jest państwo Izrael) w miejsce pokojowego współżycia. Jaką bronią ma się Ihud posługiwać? Orężem prawdy.....Nie mamy prawa zajmować domów arabskich nie zapłaciwszy za nie; to samo dotyczy pól i gajów, sklepów i fabryk. Nie mamy żadnego prawa do prowadzenia ekspansji kolonialnej syjonizmu kosztem innych. To jest rozbój; to jest bandytyzm.... Staliśmy się znów bogatym narodem, a mimo to nie wstydzimy się rabować własności fellahów’.

Tak przemawia obecnie głos sumienia narodu żydowskiego (nawiasem mówiąc, podobnym głosem przemawiał w 1950 roku Albert Einstein: ‘Znając elementarną naturę judaizmu, przeciwny jestem idei państwa żydowskiego z granicami, armią i atrybutami władzy doczesnej, choćby umiarkowanej. Obawiam się szkód, jakie może przynieśc judaizmowi’). Jest on jedyną nadzieją żydowstwa na uchronienie się przed syjonizmem Chazarów. Dzisiaj bardziej pewnym niż prawdopodobnym jest, że ratunek przed nim nie nadejdzie wcześniej, zanim nieodpowiedzialna awantura palestyńska nie pogrąży w cierpieniu masy Zachodu, a razem z nimi Żydów.

W analizie powstania ‘de facto’państwa syjonistycznego pozostaje do naświetlenia ostateczny punkt: że było ono dzieckiem rewolucji. Przy pomocy rewolucji zdołali Żydzi stać się ‘większością w Palestynie’ – zgodnie z wymogami autorów Deklaracji Balfoura z 1917 roku. Żadnym innym sposobem nie udałoby się dokonać takiej przemiany w Palestynie, gdyż znikąd indziej w świecie nie można było sprowadzić tam takiej masy Żydów. Jedynym źródłem masowego przemieszczenia mogli się stać Żydzi wschodni, od stuleci żyjący w talmudycznym rygorze – opisaliśmy sposób ich wędrówki do Palestyny. Według statystyk rządu Izraela z 1951 roku, z ogółu tej ‘większości’ (1,400,000 Żydów) - 1061,000 urodziło się poza Izraelem, z czego 577,000 przybyło z krajów skomunizowanych z poza Żelaznej Kurtyny, gdzie nie-Żydom nie wolno było przenosić się z jednego miasta do drugiego bez pozwolenia policji. (Z pozostałych 484,000 większość stanowili Żydzi północno-afrykańscy i azjatyccy, którzy przybyli już po ustanowieniu państwa i nie brali udziału w jego zbrojnym opanowaniu).

Tak więc, najeźdzcami byli Żydzi wschodni pochodzenia tatarsko-mongolskiego, lecz sama ich masa nie byłaby w stanie zapewnić sukcesu. Do tego potrzebowali broni. Jeszcze w czasie wojny generał Wavell informował Churchilla, że mając wolną rękę, Żydzi byli by w stanie ‘pobić Arabów’. Ocenę tą opierał na ilości broni, jaką według niego nagromadzili syjoniści. W tym czasie mogła to być jedynie broń pochodzenia brytyjskiego lub amerykańskiego, zdobyta nielegalną drogą z magazynów armii alianckich, operujących w Afryce Północnej i na Środkowym Wschodzie (jak już wspomnieliśmy, procedura ta była tolerowana, jeśli nie oficjalnie aprobowana przez politycznych przywódców w Londynie i Waszyngtonie). Choć opinia generała Wavella okazała

459

się trafna, w tym czasie musiał on przeceniać siły syjonistyczne, lub niedoceniać opór Arabów – gdyż już po fakcie syjoniści nie przypisowali broni alianckiej decydującej roli. Wprost przeciwnie – uważali że zwycięstwo w sześciomiesięcznej walce (miedzy datą podziału, a Deir Yassim), zawdzięczają broni otrzymanej od państw rewolucji. Żelazna Kurtyna, podniesiona uprzednio dla przepuszczenia najeżdzców Palestyny, otwarła się ponownie dla przepływu wystarczającej ilości broni dla osiągnięcia zwycięstwa.

Była to pierwsza poważniejsza konsekwencja polecenia prezydenta Roosevelta, nakazującego generałowi Eisenhowerowi zatrzymanie armii amerykańskiej na zachód od linii Berlin-Wiedeń, co pozwoliło Sowietom na zagarniecie Czechosłowacji. Broń pochodziła ze zniewolonego kraju, w którym w rezultacie jego decyzji wielki arsenal Skody przeszedł z rąk nazistowskich do komunistycznych. W kilka tygodni po uznaniu przez prezydenta Trumana państwa syjonistycznego, New York Herald Tribune opublikował reportaż z Izraela:

‘Wśród wszystkich fakcji politycznych prestiż Rosji wzrósł ogromnie.....Dzięki konsekwentnemu poparciu sprawy Izraela w Narodach Zjednoczonych, Związek Sowiecki zaskarbił sobie względy elementów lewicowych, umiarkowanych i prawicowych. Być może, jeszcze ważniejszym dla narodu walczącego o istnienie był mniej znany fakt, że Rosja w chwili potrzeby dostarczyła mu realnej pomocy.... Otworzyła swoje wojskowe magazyny dla Izraela. Najważniejszą i prawdopodobnie największą część swoich zakupów zrealizowali Żydzi w satelickim kraju Sowietów – Czechosłowacji. Partie dostaw broni, które przybyły do Izraela w najbardziej krytycznym momencie wojny, odegrały decydującą rolę.... Zeszłego tygodnia podczas defilady na ulicy Allenby w Tel-Awiwie, na ramieniach piechoty widać było nowe karabiny czechosłowackie’ (5 sierpień 1948).

W tym czasie syjoniści i kontrolowana przez nich prasa na Zachodzie poczęły utożsamiać ‘anty-semityzm’ z ‘anty-komunizmem’ (daleko wcześniej za oznakę ‘anty-semityzmu’ przyjęto uważać aluzje do żydowskiego autorstwa i kierownictwa komunizmu). I tak naprzykład, już w czerwcu 1946 roku żydowski Sentinel w Chicago oświadczył: ‘Wiemy, co sądzić o ‘anty-sowietyźmie’.... Czy słyszał ktoś o jakimś anytsemicie, który nie byłby jednocześnie anty-sowietą?.... Potrafimy rozpoznać naszych wrogów. Poznajmy także, kto jest naszym przyjacielem – naród sowiecki’. W nowo-powstałym państwie szkoły ozdobione zostały rewolucyjnymi flagami, a dzień pierwszego maja rozbrzmiewał rewolucyjnym hymnem, w ostentacyjnym przyznaniu braterstwa z komunizmem, jeśli nie jego ojcowstwa. W styczniu 1950 roku korespondent londyńskiego Times’a donosił z Tel-Awiwu, że Czechosłowacja ciągle jest źródłem dostaw broni dla państwa syjonistycznego.

Tyle o narodzinach „Izraela’ i udręce, jakie przysporzyło one innym. Żaden dotąd owoc nielegalnych machinacji politycznych nie był wprowadzany w świat przez tylu akuszerów; ‘uznania’ napływały ze wszystkich stron, a usiłujący znaleźć pokojowe rozwiązanie zostali pobici. Mr Bevin przetrwał jeszcze kilka lat na swoim stanowisku,

460

po czym zrezygnował i wkrótce umarł. Generała Marshalla i Forrestala usunięto, najwidoczniej ku przestrodze innych, aby nie traktowali zbyt serio swego obowiązku obywatelskiego.

Wystarczyło kilka tygodni, aby nowe państwo uczyniło następny krok ku ‘przepaści starego zła’. Po akceptacji dokonanego przecięcia Europy i po rekomendacji przecięcia Palestyny, ‘Narody Zjednoczone’ zajęły się wreszcie sprawą ‘pokoju’ i zaapelowały do szwedzkiego hrabiego Folke Bernadotte, aby pojechał do Palestyny jako mediator. Hrabia Bernadotte zawsze gotów był do pomocy w ulżeniu ludzkim cierpieniom, szczególnie w ratowaniu ofiar żydowskich podczas II Wojny Światowej. Działał po znakiem Krzyża (czerwonego) i zamordowany został w miejscu, gdzie po raz pierwszy Krzyż stał się symbolem wiary i nadziei. Trudno o bardziej odrażający czyn, niż morderstwo oficjalnego rozjemcy i mediatora przez jedną z wojujących stron – cztery miesiące po swych narodzinach państwo syjonistyczne wzbogaciło swój rejestr drugim symbolicznym uczynkiem.

Hrabia Bernadotte (podobnie jak Mr. Forrestal) prowadził dziennik, kóry opublikowano po jego śmierci. Notuje on, że po przyjęciu misji Bernadotte, przejeżdzając przez Londyn spotkał się tam z dr. Nahumem Goldmanem, ówczesnym vice-prezesem Agencji Żydowskiej i przedstawicielem państwa syjonistycznego, który zapewnił go, że ‘obecnie państwo Izraela jest w stanie przyjąć całkowitą odpowiedzialność za czyny popełnione przez Bandę Sterna i członków Irgunu’.

Były to grupy morderców, którzy dziełem swym w Deir Yasin (milcząco ‘uznanym’ przez Zachód) oczyścili teren dla wejścia syjonistów. Przed tymi ‘aktywistami’ ostrzegał dr Weizmann na Kongresie Syjonistycznym w 1946 roku. Deir Yasim jest dowodem, że posługując się terrorem, zdolni oni są zmienić bieg wydarzeń światowych, niezależnie od zdania przywódców syjonistycznych, polityków zachodnich, czy ‘Narodów Zjednoczonych’.

Władzę tą posiadali także w roku 1956 i będą ją posiadać w przyszłości. W każdej chwili mogą pogrążyć świat w nowej wojnie, gdyż usadowiono ich w najbardziej zapalnym punkcie świata, słusznie określanym jako ‘beczka prochu’ przez amerykańskiego sekretarza Stanu, brytyjskiego ministra Spraw Zagranicznych i przez samego premiera syjonistycznego. Do czasu, zanim dr Nahum Goldman przekazał wyżej wymienioną wiadomość hrabiemu Bernadotte, utrzymywano pozory, że ‘odpowiedzialni’ przywódcy syjonistyczni nie mają nad nimi kontroli i potępiają ich czyny. Prawdopodobnie zapewnienie dr Goldmana miało na celu przekonać hrabiego Bernadotte, że jego misja pokojowa nie spotka się z rozmyślym aktem gwałtu, podobnym do Deir Yasim. A jednak i Bernadotte został zamordowany przez terrorystów i ostatecznie (jak zobaczymy później) rząd izraelski przyjął odpowiedzialność za ich czyny.

Uspokojony tymi słowami, hrabia Bernadotte wyruszył w swą misję pokojową. W Egipcie spotkał się premierem Nokrashi Pasha, który powiedział, że docenia

461

potęgę ekonomiczną Żydów, kontrolujących systemy gospodarcze wielu krajów, włączając Stany Zjednoczone, Anglię, Francję, Egipt, a może nawet Szwecję’ (hrabia Bernadotte nie zaprzeczył tej ostatniej sugestii). Nokrashi Pasha przyznał, że Arabowie nie liczą, aby udało się im uniknąć tej dominacji. Tym niemniej, choć godząc się z żydowską dominacją gospodarczą w całej Palestynie, Arabowie nigdy nie pozwolą bez oporu na ustanowienie przemocą i terrorem państwa żydowskiego przy pomocy międzynarodowego syjonizmu. Następnie król Farouk przestrzegł hrabiego Bernadotte, że w wypadku przeciągnięcia się wojny (ciągle wtedy trwającej), może się ona przerodzić w trzecią wojnę światową. Z tym hrabia Bernadotte zgodził się i powiedział, że to właśnie skłoniło go do przyjęcia misji mediatora.

Wspomniał także, że w czasie wojny miał ‘okazję uratowania około 200,000 osób, przeważnie Żydów; ‘Osobiście kierowałem tą akcją’. Najwidoczniej uważał, że ten fakt powinien zyskać mu względy syjonistów, lecz tu się pomylił. W ciągu kilku dni przekonał Arabów (9 czerwca 1948 roku), aby zgodzili się na bezwarunkowe zawieszenie broni, lecz w rezultacie spotkał się w prasie z fanatycznym atakiem syjonistycznym za ‘narzucenie Żydom rozejmu’. ‘Zacząłem pojmować, w jak niebezpiecznej sytuacji się znalazłem... pewnym było, że okazywana mi przyjaźń musi zamienić się w podejrzenia i niechęć, jeśli jako mediator, zamiast zająć się głównie interesami partii żydowskiej, będę próbował znaleźć bezstronne i sprawiedliwie rozwiązanie konfliktu’.

W tym okresie (18-30 czerwca 1948 roku) Igrun (za którego w Londynie dr Goldman przyjął w imieniu rządu izraelskiego ‘całkowitą odpowiedzialność’), naruszał rozejm, przyjmując transporty ludzi i broni. Obserwatorzy misji Bernadotte nie byli w stanie ustalić ilości przemyconych ludzi i broni’, gdyż rząd izraelski nie dopuścił ich na miejsce lądowania. Przez pierwsze tygodnie czerwca ‘żydowska prasa gwałtownie mnie atakowała’. Podobnie jak w wypadku Forrestala, posłużono się wobec niego metodą szkalowania; starania hrabiego Bernadotte o ratowanie Żydów zostały obrócone przeciw niemu – zaczęto mu insynuować, że jego negocjacje pod koniec wojny z Himmlerem o uwolnienie Żydów miały podejrzany charakter. ‘Nie zasłużyłem na takie oszczerstwa’ (insynouwano, że był ‘nazistą’) ,’starałem się o uratowanie życia około 100,000 Żydów’.

Dla Syjonistów było to tyleż ważne, co czterdzieści lat wcześniejsze starania Aleksandra II i Stołypina o ‘polepszenie losy Żydów’. Śmiertelnym grzechem Bernadotte była jego bezstronniczość. W dniach między 19 lipca, a 12 sierpnia zmuszony był powiedzieć syjonistycznemu wojskowemu gubernatorowi Jerozolimy, dr Josephowi, że według doniesień jego obserwatorów, ‘najbardziej agresywną partią w Jerozolimie są Żydzi’. 16 września, wykonując swą historyczną misję pokojową w Jezrozolimie, hrabia Bernadotte podpisał własny wyrok śmierci. W tym dniu wysłał z Rhodes do Narodów Zjednoczonych ‘Raport Sytuacyjny’,

462

a dwadzieścia cztery godziny później został zamordowany.

Motywem do tego stały się jego propozycje. Akceptował co prawda ‘de facto’ powstanie państwa syjonistycznego, lecz przyjąwszy je za fakt dokonany, próbował szukać pojednawczych i pokojowych rozwiązań, na tyle sprawiedliwych dla obu stron, na ile pozwalała zaistniała sytuacja. Głównym przedmiotem jego troski była cywilna ludność arabska, którą pogrom w Deir Yasim zmusił do ucieczki z rodzinnych wiosek za granicę.
Zanim jego raport, wysłany 16 września 1948 roku, dotarł do Nowego Jorku, Bernadotte poleciał samolotem do Jerozolimy (17 września). W drodze do Government House jego samochód wraz z nieubrojoną asystą zatrzymany został przez syjonistyczny jeep, blokujący przejazd. Organizacja zamachu wskazywała, że treść raportu hrabiego Bernadotte nie była tajemnicą; z jeepa wyskoczyło trzech mężczyzn, którzy podbiegli do samochodu i strzałami ze stenów zabili jego i szefa Komisji Nadzorczej, francuskiego pułkownika Serota.

Szczegóły morderstwa opisane są przez ocalałych pasażerów i zamieszczone w aneksie do jego dziennika. Ich zeznania, opisujące doskonałe przygotowanie i wykonanie zamachu, wskazują wyraźnie na tożsamość głównego autora. Mordercy uciekli bez przeszkód – dwóch samochodem, a trzeci znikł w tłumie. Nikogo nie aresztowano, ani nie oskarżono (Komunikat – prawdopodobnie wiarygodny – podawał, że mordercy uciekli czekającym na nich samolotem do komunistycznej Czechosłowacji). Dochodzenie władz Izraela ustaliło, że:

‘Sposób wykonania morderstwa i jego przygotowanie wskazują na: (a) wyraźny zamiar zabójstwa hrabiego Bernadotte i szczegółowe opracowanie planu jego wykonania; (b) rozległą siatkę szpiegowską, zdolną śledzić każdy krok hrabiego podczas jego pobytu w Jerozolimie, w celu umożliwienia zamachowcom wyboru miejsca i czasu na akcję; (c) dobór doświadczonych w tego rodzaju akcjach ludzi, posiadających odpowiedzi trening; (d) użycie odpowiedziej broni i zapewnienie łączności, jak i bezpiecznych dróg ucieczki po wykonaniu zadania; (e) fachowość kierownictwa odpowiedzialnego za tą zbrodnię’.

Za takich to ludzi przyjęło nowe państwo ‘pełną odpowiedzialność’. W trzy dni potem francuska agencja prasowa otrzymała list, wyrażający ubolewanie z powodu zabójstwa pułkownika Serota, zamordowanego omyłkowo zamiast Głównego Mediatora, szwedzkiego generała Lundstroma – ‘antysemity’ (generał Lundstrom siedział w samochodzie na innym miejscu). List podpisany był przez „Hazit Moledth”; według policji izraelskiej

463

- terrorystyczną grupę Gangu Sterna.

Generał Lundstrom oświadczył (18 września), że: ‘To rozmyślne mordesrtwo dwóch wysokich urzędników organizacji międzynarodowej stanowi poważne pogwałcenie rozejmu i zapisuje się czarną kartą w historii Palestyny, z czego Narody Zjednoczone żądać będą pełnego rozliczenia’. Żądania takiego trudno było oczekiwać od Narodów Zjednoczonych, które (jak wykazuje niniejszy przypadek) reagują jedynie na silne naciski pozakulisowe. Nie kierują się one (ani wtedy, ani obecnie – może w przyszłości cudem nastąpi zmiana) własnym poczuciem moralności; są wyrocznią sterowaną przez niewidzialny mechanizm. Morderstwem swego wysłannika nie przejęły się bardziej, niż rządy londyński i waszyngtoński prześladowniem Forrestala czy zabójstwem lorda Moyene. Zignorowały propozycje Mediatora; syjoniści zatrzymali podbite tereny (łącznie z Negewem) i oświadczyli, że nie pozwolą na umiędzynarodowienie Jerozolimy (w czym obecnie - osiem lat później, pozostają równie nieprzejednani). Prasa światowa wystąpiła z stereotypowymi artykułami redaktorskimi, przygotowanymi na podobne okazje (‘Sprawa syjonistyczna poniosła niezmierną stratę....’), po czym wznowiła swe codzienne oskarżenia o ‘anty-semityzm’ tych wszystkich, którzy brali stronę Arabów. Londyński Times przypisywał nawet winę hrabiemu Bernadotte za jego własne morderstwo; motywując, że propozycja umiędzynarodowienia Jerozolimy ‘niewątpliwie pobudziła Żydów do zabicia hrabiego Bernadotte’. W potocznym języku słowo ‘pobudzać’ implikuje ‘odpowiedzialność’.

Cztery miesiące później specjalny sąd izraelski skazał dwóch przywódców grupy Sterna Yellina i Szmulewicza na osiem i pięć lat więzienia za udział w tej sprawie. W uzasadnieniu wyroku przewodniczący sądu zauważył, że nie ma dowodów na to, ‘że przywódcy grupy wydali rozkaz zabicia hrabiego Bernadotte’. Według Żydowskiej Agencji Telegraficznej, dwaj oskarżeni ‘nie przejawiali zainteresowania przebiegiem sprawy, wiedząc że Rada Państwa zamierza wkrótce zatwierdzić ogólną amnestię’. Kilka godzin po ogłoszeniu wyroku zostali uwolnieni i tryumfalnie zaprowadzeni na wiec. Kilka lat później ‘Naczelny Wódz’ Irguna, Mr. Menachem Begin odbył ‘tryumfalny objazd’ miast Zachodu, będąc przyjmowany w Montrealu przez ‘honorową gwardię policji, prowadzoną przez rabinów dzierżących Księgę Praw’ (południowo-afrykański Jewish Herald). Przemawiając w Tel Awiwie na kampani wyborczej w 1950 roku, Mr. Begin przypisał zasługę powstania państwa syjonistycznego czynowi w Deir Yasim, dodając:

‘Miedzy innymi, Irgun przysłużył się akcją w Deir Yasim, która spowodowała odpływ Arabów z kraju i oczyściła miejsce dla nowych przybyszów. Bez Deir Yasim i wynikłej stąd ucieczki Arabów, obecny rząd nie byłby w stanie przyjąć nawet jednej

464

dziesiątej imigrantów’.

Przez wszystkie lata aż do dnia dzisiejszego Mr. Begin nie zaprzestał wysuwania krwawych gróżb pod adresem sąsiednich państw arabskich [33], dla których obecność palestyńczyków w obrębie ich granic była ciągłym przypomnieniem Deir Yasim i dowodem realności jego pogróżek. Po pięciu lat utrzymywania pozorów, że w Deir Yasim ‘terroryści’ działali na własną rękę, w kwietniu 1953 roku czterech członków gangu Irguna, którzy odnieśli rany w akcji na Deir Yasim, wystąpiło o odszkodowanie. Decyzją Ministerstwa Bezpieczeństwa rząd izraelski oddalił roszczenie, orzekając że atak nie był ‘usankcjonowany’. W odpowiedzi przywódca Irguna przedstawił list od oficjalnego syjonistycznego sztabu wojskowego w Jerozolimie, dający upoważnienie do ataku. W tym czasie autor tego listu był posłem izraleskim w Brazylii.

Atmosfera w mieście goszczącym główną kwaterę ‘Narodów Zjednoczonych’ wybitnie nie sprzyjała domaganiu się ‘rozliczenia’ z morderstwa hrabiego Bernadotte. Wydarzenie to nastąpiło w przededniu wyborów prezydenckich. Kampania rozpalona była do białości, a obaj kandydaci (Truman i Thomas Dawey) uważali głosy żydowskie za niezbędne dla zwycięstwa. Toteż obaj ubiegali się o nie – a z Palestyny daleko było do Nowego Jorku. Mr. Truman miał lepsze szanse z tej racji, iż uznał nowe państwo, mieniąc ten czyn ‘najszczytniejszym’ w swoim życiu. Przy innej okazji wspomniał, że w tej decyzji przyświecały mu ‘najwznioślejsze cele humanitarne’. Kilka tygodni po morderstwie w Palestynie został wybrany prezydentem; a na koniec roku sprezentował pracownikom Białego Domu zakładkę do książki z napisem: ‘Wolałbym mieć spokój, niż być prezydentem’.

Opracowana przez pułkownika House w 1910 roku strategia wyborcza zdążyła do roku 1948 przekształcić się w precyzyjny instrument kontrolowany przez międzynarodówkę syjonistyczną, mający główne dzwignie w stanie Nowy Jork. Era maszyn i giełdy wprowadziła do języka angielskiego nowe określenie: ‘to rig’, co miało oznaczać ‘ustawiać’ lub ‘manipulować’. Przykładem mogą tu być hazardowe maszyny do gry w Ameryce, odpowiednio ‘nastawione’ przez eksperta. Kowalski wrzuca monetę w przekonaniu, że maszyna operuje na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa i że przy sprzyjającym szczęściu może zawładnąć jej zawartością. W istocie maszyna jest tak sprytnie zaprogramowana, że osiemdziesiąt - dziewięćdziesiąt procent włożonych sum staje się własnością kasyna, a skromne wygrane Kowalskiego składają się na resztę.

‘Ustawienie’ amerykańskiego systemu wyborczego stało się decydującym czynnikiem wpływającym na wydarzenia XX wieku. Mechanizm, który w założeniu miał

465

pozwolić Kowalskiemu na wyrażenie własnej opinii o polityce i partiach politycznych, został tak bezbłędnie i sprawnie nastrojony, że w praktyce pozbawił go głosu w sprawach państwowych; Kowalski może wrzucać monety, lecz wygrywa zawsze aparat rządzący.

Mogłoby się wydawać, że już od początku system wyborczy został tak zorganizowany, aby ułatwić działanie ‘obcym grupom’, zmierzających do dyktowania amerykańskiej polityki państwowej. Wybory dominują atmosferę: co dwa lata do Kongresu, co cztery lata - prezydenckie. Natychmiast po wyborze Kongresu czy prezydenta, ‘grupy nacisku’rozpoczynają urabianie kandydatów do przyszłych wyborów; kierownicy partyjni obawiają się o ich wynik; potencjalni senatorzy, kongresmeni i prezydenci zaczynają odczuwać ‘presję’ i odpowiednio na nią reagować. Nie zostawia się im chwili wytchnienia na rozważną ocenę sytuacji i wyrwanie się z zależności (jak zobaczymy, w 1953 roku nawet walka o stanowisko burmistrza Nowego Jorku potrafiła w kwestii ‘popacia dla Izraela’ spowodować nagłą, zasadniczą zmianę w amerykańskiej polityce państwowej. Takie niespodziewane zwroty, dezorganizujące całą budowlę polityki skruplulatnie wypracowanej przez ministrów i etatowych urzędników, są następstwem nieustannej intensyfikacji ‘nacisków’, przekazywanych kandydatom do Kongresu i Białego Domu za pośrednictwem kierowników partyjnych).

W tym układzie nowe ‘państwo’ powstałe w Palestynie w 1948 roku, historycznie nigdy nie było i nie będzie prawdziwym ‘państwem’ w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jest ono przyczółkiem światowej organizacji, posiadającej osobliwy dostęp do rządów, parlamentów i ministerstw spraw zagranicznych wszystkich krajów zachodnich (szczególnie w Stanach Zjednoczonych - w latach pięćdziesiątych najpotężniejszym kraju na świecie), a jego głównym zadaniem nie było zdobycie ‘ojczyzny dla Żydów’, lecz sprawowanie kontroli nad Republiką Ameryki. Następstwem tego stanu rzeczy jest wzrastające zaangażowanie Ameryki w zapalnej sytuacji krajów Lewantu, sztucznie stworzonej i grożącej wybuchem nowej wojny światowej.

Trzydzieści jeden lat po pierwszym tryumfie podwójnej konspiracji (Deklaracji Balfoura i rewolucji bolszewickiej), koniec roku 1948 przyniósł powstanie państwa syjonistycznego. Przed jego ‘uznaniem’, Truman – ‘orędownik pokoju’, ostrzegany był przez swych odpowiedzialnych urzedników, że brutalny podział Palestyny osiągnięty akcjami typu Deir Yasim, może doprowadzić do trzeciej wojny światowej. Podobne ostrzeżenia napływały od doradców wszystkich przywódców krajów zachodnich. Żaden z tych ‘czołowych polityków’ nie mógł się zasłaniać nieświadomością skutków, jakie jego poparcie syjonizmu przyniesie przyszłości świata. Trudno przyjąć, że ich publiczne oświadczenia w tej kwestii odzwierciadlają ich prywatne przekonania. Podobnie jak przedtem Mr. Leopold Amery i Winston Churchill, politycy amerykańscy lat czterdziestych i pięćdziesiątych stali się niewolnikami nigdy nie wyjaśnionego kanonu, zakładającego ‘niezmienność’ polityki w tym jedynym wypadku.

Fakt ujarzmienia polityki rządów Londynu i Waszyngtonu i podporządkowania

466

jej nadrzędnej władzy, jak dotąd (w 1956 roku) nie został dostrzeżony przez masy amerykańskie i brytyjskie (choć obecnie po raz pierwszy zaniepokoiły się one widocznym niebezpieczeństwem nowej wojny, grożącej ze strony zsyjonizowanej Palestyny). Reszta świata zrozumiała tą sprawę wcześniej. I tak na przykład, (według relacji dyplomaty bytyjskiego) już w latach dwudziestych maharadza Kaszmiru zapytywał Sir Arthura Lothiana, ‘dlaczego rząd brytyjski narzuca Indiom ‘Yehudi ja Raj’ – żydowskie rządy. Miałem objekcje co do tego określenia, lecz on upierał się przy swej racji, podkreślając, że Żydami są Vice-król Lord Reading, sekretarz Stanu Mr. Edwin Montague, oraz Wysoki Komisarz Sir William Meyer – czyż trzeba więcej dowodów?’ Tak więc już trzydzieści lat temu, maharadza indyjski z dalekiego kraju jasno widział prawdziwy obraz wydarzeń w świecie zachodnim.

Przytoczyłem wcześniej stwierdzenie premiera egipskiego wobec hrabiego Bernadotte o ‘potędze ekonomicznej Żydów, kontrolujących systemy gospodarcze wielu krajów, włączając Stany Zjednoczone, Anglię, Francję, i sam Egipt....’. W ciągu następnych siedmiu lat przywódcy wszystkich krajów arabskich, powołując się na własne doświadczenie, otwarcie i niejednokrotnie zarzucali rządowi amerykańskiemu, że spadł on do roli instrumentu ambicji syjonistycznych.

Wpływ nowojorskiej ‘ustawionej’ machiny wyborczej dał się odczuć na przeciwległym krańcu świata – w tym wypadku objawił się on w poparciu udzielonym sprawie rewolucji. Zygzaki polityki amerykańskiej wypędziły przywódcę chińskiego Chiang Kai-shek’a z Chin lądowych (przed komunizmem, umacniającym się przy amerykańskim poparciu) na wyspę Formozy, gdzie na jakiś czas odzyskał on poparcie Ameryki. Odwiedził go tam znany amerykański sprawozdawca radiowy Tex McCrary, który po powrocie powiedział milionom słuchaczy w stanie Nowy Jork: ‘Płonąłem ze wstydu, gdy usłyszałem od niego: „Nauczyliśmy się nigdy nie wierzyć Ameryce dłużej niż osiemnaście miesięcy między kolejnymi wyborami”’.

Kontrola polityki amerykańskiej poprzez maszynę wyborczą wyraziła się w 1952 roku w kulminacyjnym akcie zemsty talmudycznej, która tym razem dosięgła ‘wolną’ część Niemiec, pozostawioną po ich podziale. Zmuszona ona została do zapłacenia kontrybucji państwu syjonistycznemu, powstałemu trzy lata po kapitulacji Niemiec w II Wojnie Światowej!

Po Pierwszej Wojnie Światowej zwycięskie państwa Zachodu także usiłowały wydobyć kontrybucję (‘odszkodowanie’), lecz bezskutecznie; to co otrzymały było buchalteryjnym zapisem, równoważącym saldo amerykańskich i brytyjskich pożyczek. Po Drugiej Wojnie Światowej siły rewolucji na własną rękę zgarniały haracz od zniewolonych Niemiec Wschodnich. Zwycięskie mocarstwa zachodnie nie zgłaszały żadnych roszczeń dla siebie, lecz jedynie dla Syjonu.

Z upływem lat do Departamentu Stanu poczęły się przedostawać coraz bardziej alarmujące sygnały ze Środkowego Wschodu. Jego lokalni doradcy nieustannie przypominali, że siedem państw arabskich nigdy nie zdoła pogodzić się z wydarzeniami

467

1948 roku; że ciągle uważaja one, iż są w stanie wojny z uzurpatorskim państwem, i obarczają Stany Zjednoczone odpowiedzialnością za dostarczanie mu broni przeciw nim.

Stąd kilka lat po zakończeniu wojny powstał pomysł, aby zmusić ‘wolne’ Niemcy do płacenia ‘odszkodowań’ państwu, które nawet nie istniało podczas II Wojny Światowej. Należało zapewnić nowemu państwu nieprzerwane poparcie, a jednocześnie ukryć prawdziwe źródło tego poparcia. Kwestia była długo wałkowana za kulisami, aż (podobnie jak wyrok w Norymberdze) nagle doczekała się sybolicznej realizacji w 1952 roku w dniach największego święta żydowskiego (jak ujął to nowojorski Time – ‘W ostatnim tygodniu żydowskiego roku 5711’). Nadało to szczególnego znaczenia obchodom zbliżającego się święta żydowskiego, co jedno z czasopism żydowskich skomentowało: ‘To najpiekniejszy prezent noworoczny dla Żydów, jaki można sobie wyobrazić’.

Kanclerz okupowanych Niemiec, (‘blady jak wosk’) dr Konrad Adenauer poinformował w Bonn Bundestag o ‘ciążącym długu zobowiązań moralnych i materialnych’. Jego minister Sprawiedliwości dr Dehler inaczej naświetlił tą sprawę w przemówieniu w Koburgu: ‘Porozumienie z Izraelem zawarte zostało na życzenie Amerykanów, ponieważ zważywszy na uczucia krajów arabskich, Stany Zjednoczone nie mogą dalej wspierać Izraela w dotychczasowych rozmiarach’.

W 1952 roku w Ameryce zbliżały się wybory prezydenckie. Rząd Niemiec Zachodnich został zmuszony do wypłacenia Izraelowi w ciągu dwunastu-czternastu lat sumy 822 milionów dolarów, przeważnie w formie towarowej. Tranzakcja ta żywo przypomina kompedium Stehlina z ustępów Kabały, opisujących nadejście Mesjasza: ‘Lecz spójrzmy teraz, jak żyć będą Żydzi w swym starożytnym kraju pod panowaniem Mesjasza. Po pierwsze, obce narody, jakie przetrwają, wybudują im domy i miasta, będą uprawiać ich ziemię i winnice; i to nie oczekując najmniejszej zapłaty za swoją pracę’. Obraz ten nie jest daleki od sytuacji podatnika brytyjskiego, amerykańskiego, czy niemieckiego, zmuszonego do uiszczania haraczu syjonistom różnymi formami nacisku (zawoalowanymi w dwóch pierwszych przypadkach, lecz otwartymi w trzecim).

Masom Zachodu nie wspomniano o okolicznościach, w jakich ten haracz został wymuszony; przedstawiono im to jako niezależny akt rządu zachodnio-niemieckiego, stymulowany ‘najwyższymi pobudkami moralnymi’. Jednakże czytelnicy żydowscy zostali o tym poinformowani równie dokładnie, co słuchacze przemówienia dr Dehlera w Coburgu. Dla przykładu: Żydowska Agencja Telegraficzna wyjawiła, że rząd Stanów Zjednoczonych odegrał decydującą rolę w nakłonieniu Niemiec Zachodnich do wypłacenia odszkodowania Żydom; podobnie, choć w mniejszej skali, uczynił rząd brytyjski. Johannesburski Zionist Herald pisał: ‘Porozumienie z Niemcami nie byłoby możliwe bez aktywnego i energicznego poparcia ze strony rządu Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie i Wysokiego Komisarza

468

Stanów Zjednoczonych w Niemczech’. Podobnie donosiła cała prasa arabska – amerykański dziennikarz, który usiłował się dostać do jednego z arabskich obozów uchodzczych, został odprawiony słowami: ‘Po cóż mamy z panem rozmawiać? Wiemy, że w Ameryce żadna gazeta nie odważy się napisać pełnej prawdy o problemie palestyńskim’.

W Anglii oficjalną wersję tej sprawy przedstawił w parlamencie lord Reading, podsekretarz Spraw Zagranicznych – syn wicekróla Indii, o którym trzydzieści lat wcześniej wspomniał maharadża Kaszmiru w odpowiedzi na pytanie Sir Artura Lothiana. Zgodnie z powszechną parlamentarną praktyką z góry przygotowanych ‘pytań’, oświadczenie lorda Readinga było odpowiedzią na interpelację socjalistycznego lorda Hendersona, który zaczął od przypomnienia, iż ‘wysłano na śmierć ponad sześć milionów Żydów’. Odpowiedz lorda Readinga zasługuje na uwiecznienie: oświadczył on, że spłaty Niemiec dla nowego państwa będą ‘miały bardziej charakter odszkodowań moralnych, niż materialnych’ i zostaną ‘skalkulowane na podstawie kosztów przesiedlenia do Izraela Żydów wypędzonych z Europy przez nazistów’.

Oświadczenie to było wyraźnym potwierdzeniem tezy, że jedyną zbrodnią nazistów, której można moralnie zadośćuczynić, było traktowanie Żydów; nigdy nie poruszono kwestii odpowiedzialności Niemiec Zachodnich za odszkodowania dla przesiedleńców polskich, czeskich, czy innych ofiar. Szczególnie interesująca jest tu aluzja do ‘odszkodowań natury moralnej’ – w tym samym czasie prawie milion Arabów zostało ‘wypędzonych’ z Palestyny przez syjonistów, a ich żądania powrotu do domów spotykały się niezmiennie z lekceważącą odmową.

Być może, najbardziej charakterystycznym ustępem tego oświadczenia jest odnoszące się do ‘przesiedlenia Żydów wygnanych z Europy przez nazistów’. Izrael jest jedynym miejscem na ziemi, w którym można dokładnie ustalić liczbę Żydów. Według oficjalych statystyk Izraela, w 1953 roku ludność jego liczyła 1,400,000 osób, z czego jedynie 63,000 (poniżej pięć procent) pochodziło z Niemiec i Austrii. Jedynie owe 63,000 Żydów mieszkających w Izraelu ma jakiekolwiek podstawy do uważania się za wypędzonych z Europy i przesiedlonych do Izraela. Największa ich fala napłynęła już po wojnie z Polski, Rumunii, Węgier i Bułgarii (skąd wtedy z pewnością nie zostali ‘wypędzeni’, a przeciwnie – byli tam pod specjalną ochroną prawa i mieli pierwszeństwo w dostępie do posad rządowych), czy też z Afyki Północnej.

Państwo syjonistyczne nie miało żadnych podstaw ‘moralnych’ do wyłudzenia haraczu od Niemiec Zachodnich, a jeśli nawet posiadałoby je owe 63,000 Żydów, sami utracili je przez ‘wypędzenie’ prawie miliona Arabów. W historii Zachodu jest to sprawa unikalna i służyć może jako przykład, w jak wielką zależność od syjonizmu popadły rządy amerykański i brytyjski.

Niemcy Zachodnie zostały zmuszone ponosić znaczną część wydatków nowego państwa na uzbrojenie i na jego rozwój; tym samym przybliżając możliwość nowej wielkiej wojny, w której szanse Arabów pogarszają się coraz bardziej.

469

Konsekwencje wynikające z umocnienia się państwa syjonistycznego natychmiast się ujawniły. Wywarcie ‘presji’ na rząd zachodnioniemiecki było ostatnim poważniejszym aktem polityki państwa amerykańskiego za prezydentury Trumana, którego kadencja dobiegała końca. [34]

33. ‘Begin Nawołuje do Wojny: Jerozolima. Uderzenie na Arabów rozbija kolejne słabe miejsca oporu, miażdzy fronty jeden po drugim, aż do osiągnięcia zwycięstwa..... tak brzmi kwintesencja przemowy pana Menahama Begina, przywódcy partii Herut, wygłoszonej w zeszłym tygodniu w Jerozolimie. Przemawiał z balkonu hotelu wznoszącego się nad Placem Syjonu, wypełnionym kilkoma tysiącami zebranych. Oświadczył: ‘Straty wynikłe z takiej akcji nie będą małe, ale w każdym razie o wiele mniejsze niż wtedy, gdy staliśmy w obliczu zjednoczonych armii arabskich.... dzisiaj nasze Siły Obronne są mocniejsze od połączonych armii arabskich.....’. Nawiązując do Gaza Strip, powiedział: ‘ Mojżesz musiał uderzyć dziesięć razy, zanim wyprowadził Izraelitów z Egiptu; nam wystarczy jedno uderzenie, aby wypędzić Egipcjan z Izraela’. (Johannesburski Zionist Record, 20 sierpień 1954).

34. Na marginesie spraw zachodnioniemieckich: w Wiedniu mocarstwa zachodnie (tym razem w idealnej zgodzie z Sowietami) w tejże samej kwestii odszkodowań upokorzyły małą Austrię (pierwszą ofiarę Hitlera), zakładając veto na propozycje amnestii i restytucji, które mogły dopomóc niektórym nie-Żydom. Rząd austryjacki (wówczas zwący się już ‘suwerennym”) zaprostestował pismem do amerykańskiego Wysokiego Komisarza, oskarżając go szczególnie o poddanie się naciskom ‘emigrantów z Austrii’, których zatrudniał on jako swych ‘żydowskich doradców’. Do czytelników gazet brytyjskich i amerykańskich nie dotarły żadne wzmianki o tym epizodzie.



Next Następny
Previous
Poprzednia
Home Dom
Contents Spis treści
Names Nazwy